14-latki uratowały poszkodowanego w pożarze. "Nie czujemy się bohaterkami"
Niezwykle dzielną postawą wykazały się dwie gimnazjalistki z Bączala Górnego k. Jasła. Małgosia i Weronika, będąc świadkami pożaru, nie przestraszyły się płomieni i ruszyły na pomoc poparzonemu mężczyźnie.
Małgosia i Weronika w miejscu, gdzie udzieliły pomocy panu Kazimierzowi
Do zdarzenia, w którym Małgosia Kupczyk i Weronika Wojdyła udowodniły, że mimo młodego wieku nie brakuje im odwagi i umiejętności radzenia sobie w sytuacjach zagrożenia, doszło w zeszłoponiedziałkowe popołudnie. Po odbyciu nauk w ramach szkolnych rekolekcji wielkopostnych czternastolatki spotkały się, by wspólnie pojeździć na rolkach. Około godziny 14.30, znajdując się na drodze prowadzącej w kierunku Jabłonicy, w oddali zauważyły unoszący się dym. Bez chwili wahania ruszyły w jego kierunku. Jak się okazało, na brzegu lasu, położonego w bliskim sąsiedztwie cmentarza z okresu I wojny światowej, z dala od domostw, wybuchł pożar.
- Gdy byłyśmy już blisko na jezdnię wybiegł jakiś pan. Krzyknął do nas, że kilkadziesiąt metrów od drogi między drzewami leży poparzony ogniem człowiek. Wskazał nam to miejsce. Sam, jako, że nie miał przy sobie telefonu, pobiegł, by sprowadzić pomoc. - relacjonuje przebieg zdarzeń Weronika.
Dziewczęta były zaskoczone sytuacją, zachowały jednak trzeźwy umysł. Miały świadomość, że prośba o pomoc może być jedynie pretekstem, z wykorzystaniem którego ktoś mógł chcieć zwabić je do lasu. Gdy jednak nastolatki ostrożnie zbliżyły się w stronę wskazanego miejsca, ich obawy zostały rozwiane. Zostawiły rolki w fosie i zaczęły działać.
Małgosia zadzwoniła po służby ratunkowe, a następnie zaczęła instruować ich kierowców, jak mają jechać. Jej koleżanka czuwała w tym czasie nad poszkodowanym 74-latkiem – później okazało się, że to Kazimierz S., mieszkaniec Bączala Górnego. Mężczyzna leżał w odległości około dwóch metrów od ognia, który dopiero się rozprzestrzeniał.
- Ten pan był przytomny. Prosił, bym ściągnęła mu buta, jednak sznurówki miał zawiązane na guzek i nie dałam rady. Zaproponowałam mu chusteczkę, by mógł zasłonić nią twarz przed dość mocnym dymem. Gdy przybiegło do nas dwóch chłopaków chciałam wyjść z lasu przez ścieżkę, którą przyszłam. Przy niej płonęło jednak drzewo, i musiałam wybrać inną drogę. - mówi Małgosia, która również czuwała przy panu Kazimierzu.
Dziewczęta nie bały się płomieni. Dziś mówią, że wówczas zwyczajnie o nich nie myślały.
Zanim poparzony mężczyzna mógł zostać objęty specjalistyczną opieką, a pożar ugaszony przez strażaków, musiało minąć trochę czasu. W drodze na miejsce zdarzenia służby ratunkowe pobłądziły – cały czas były jednak w kontakcie z gimnazjalistkami, które informowały je, w którą stronę mają się kierować. W międzyczasie pożar się rozprzestrzenił, przyciągnął więcej ludzi. Gdy ranny mężczyzna trafił już w ręce ratowników, dziewczęta wróciły do domów.
„Nie zrobiłyśmy nic wielkiego”
Małgosia i Weronika nie czują się bohaterkami. Podkreślają, że działania, jakie podjęły, były stosowne do okoliczności.
- Jako, że zostałyśmy z tym panem same, czułyśmy się za niego odpowiedzialne. Zrobiłyśmy swoje i oddaliłyśmy się stamtąd. Nie było naszym celem, żeby to wszystko się rozeszło. - twierdzą skromnie, dziwiąc się wywołanym wokół nich szumem.
Zasłużyły na nagrodę
- Jesteśmy dumne, że mamy takie uczennice. Zdecydowały się pomóc potrzebującej osobie pomimo grożącego im niebezpieczeństwa. To nie było łatwe, zwłaszcza, że działały w stresie. - podkreśla Katarzyna Czerkowicz, wychowawczyni gimnazjalistek.
Wedle zapewnień Izabeli Maduzi, dyrektor placówki, Małgosia i Weronika zostaną nagrodzone.
- Działanie dziewcząt było bohaterskie. To sukces nie tylko ich samych, gdyż wynika on również z tego, co wyniosły z domu czy szkoły. Wszyscy jesteśmy dumni i pragniemy dać temu wyraz. Chcemy, żeby dziewczęta otrzymały nagrodę godną tego, co zrobiły. Może dofinansujemy im wyjazd na wycieczkę szkolną? Uczulamy naszych uczniów, żeby nie byli obojętni na potrzeby innych, żeby mieli w sobie odwagę cywilną. Te uczennice dały piękny przykład takiej postawy. - mówi dyrektor Zespołu Szkół Publicznych w Bączalu Dolnym.
Od lewej: Katarzyna Czerkowicz, Małgosia Kupczyk, Weronika Wojdyła, Izabela Maduzia
Wszystko wskazuje na to, że za swoje dzielne zachowanie Małgosia i Weronika zostaną również nagrodzone przez wójta gminy Skołyszyn – na skutek zabiegów Stanisława Święcha, prezesa Zarządu Oddziału Powiatowego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych RP w Jaśle.
- Gdyby nie te dziewczyny, poszkodowany mężczyzna mógłby nie przeżyć. – mówi nam Stanisław Święch.
Gimnazjalistki nagrodził już proboszcz miejscowej parafii, który nagłośnił sprawę. Obydwie otrzymały od niego pamiątkowe książki.
Obrażenia, jakich doznał w pożarze 74-latek, są bardzo rozległe. Mężczyzna przebywa obecnie na Oddziale Intensywnej Terapii Wschodniego Centrum Oparzeń i Chirurgii Rekonstrukcyjnej w Łęcznej. Wszystko wskazuje na to, że do nieszczęścia doszło na skutek wypalania traw – mieszkańcy Bączala Górnego i okolic podkreślają, że ogień na łąkach przy których doszło do pożaru był podkładany od soboty. Nie wiadomo, czy za działaniem tym stał sam poszkodowany, czy próbował on jedynie gasić płomienie.
Budynki Zespołu Szkół Publicznych w Bączalu Dolnym.
To tutaj Małgosia i Weronika uczą się w pierwszej klasie gimnazjum
Wypalanie traw i zarośli jest nie tylko szkodliwe oraz niebezpieczne, ale również prawnie zakazane.
- Ustawa o ochronie przyrody zabrania wypalania roślinności na łąkach, pastwiskach, nieużytkach, rowach, pasach przydrożnych, szlakach kolejowych lub w strefie oczeretów i trzcin. Osobom, które popełnią to wykroczenie grozi kara grzywny lub aresztu. Jeżeli w następstwie wypalania dojdzie do zniszczenia mienia, sprawcy grozi kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat. Natomiast w sytuacji, kiedy pożar zagrozi życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach zagrożenie karą wzrasta aż do 10 lat pozbawienia wolności. - mówi w rozmowie z naszym portalem komisarz Łukasz Gliwa z jasielskiej policji.
Wypalanie traw stanowi często przyczynę pożarów.
- Jeśli ogień wymknie się spod kontroli, o co nietrudno nawet przy słabym wietrze, płoną nie tylko łąki, lasy, ale i zabudowania. Osoby, które wypalają roślinność, narażają swoje zdrowie i życie. Niestety co roku na skutek takich działań w płomieniach lub w wyniku zaczadzenia giną też ludzie. - dodaje nasz rozmówca.
Należy pamiętać, że stanowiące konsekwencje wypalania traw chmury dymu mogą ograniczać widoczność, a przez to wpływać na bezpieczeństwo na drogach i być przyczyną kolizji i wypadków. Osobom, których działanie sprowadzi takie zagrożenie, grożą sankcje karne.
Jakub Hap
[email protected]