Bez podwyżek gazu
Pani Joanna mieszka w jednym z rzeszowskich bloków. Gazu zużywa niewiele, bo służy jej tylko do gotowania. Mimo to każda wiadomość o podwyżkach to dla niej duże zmartwienie: Miesięcznie pani Joanna zużywa średnio 30 metrów sześciennych gazu. W grudniu rachunek za gaz wyniósł więc ponad 46 złotych, po styczniowej podwyżce - już niemal pięćdziesiąt, a od kwietnia - przeszło 54 złote. Podwyżki były jeszcze bardziej dotkliwe dla tych, którzy ogrzewają swoje domy gazem. 400 metrów sześciennych gazu kosztowało w grudniu niespełna 490 złotych, w styczniu - ponad 520, a od kwietnia już 560 złotych. Jeżeli gaz podrożałby o kolejne 12 procent - właściciele mieszkań zapłaciliby miesięcznie o ponad 6, a domów o niemal 70 złotych więcej. Takie ceny oburzają mieszkańców Podkarpacia, które jest prawdziwym gazowym zagłębiem, a więc - zdaniem odbiorców - powinno tu być taniej. W ich obronie wystąpili rzecznicy praw konsumentów. Przygotowali wspólne pismo, które trafi między innymi do premiera, ministra gospodarki, prezesów PGNiG i GAZ-SYSTEMU. Domagają się w nim przyspieszenia prac nad liberalizacją rynku gazu, a co za tym idzie obniżenia cen dla mieszkańców Podkarpacia. Rzecznik PGNiG nie ma jednak dobrych wiadomości. Gazownicy tłumaczą również, że zanim gaz z naszego regionu trafi do mieszkańców, najpierw płynie do ogólnopolskiej sieci, dlatego droga nie jest krótsza, a ceny nie mogą być niższe. Póki co Urząd Regulacji Energetyki nie zgodził się jednak na lipcową podwyżkę cen gazu. Benzyna jest na Podkarpaciu droższa, bo trzeba ją dowieźć; gaz więc powinien być tańszy, skoro jest na miejscu - tak myślą odbiorcy i trudno temu rozumowaniu odmówić logiki. Trzeba jednak pamiętać, że przesył gazu jest znacznie bardziej skomplikowany niż rozwożenie paliwa po Polsce.