"Chcę, aby mój syn wiedział, dlaczego jego mama umarła"
32-letnia Joanna z Jasła zgłosiła się do jasielskiego szpitala na zabieg wycięcia woreczka żółciowego. Tydzień po wyjściu z lecznicy kobieta umiera. Rodzina nie zamierza milczeć i opowiada o tym, jak wyglądała opieka w szpitalu oraz podejście do pacjenta. Uważa, że za śmierć Joanny powinni odpowiedzieć lekarze. Sprawę bada prokuratura.
Joanna Paszyńska miała 32 lata i mnóstwo planów na życie. Razem z mężem chcieli mieć drugie dziecko. Aby ich marzenia mogły się spełnić pani Joanna postanowiła rozwiązać kwestię związaną z kamicą pęcherzyka żółciowego. Podjęła decyzję o jego usunięciu mając świadomość, że jest to jeden z najczęściej wykonywanych zabiegów chirurgicznych, uważanych za mało inwazyjny.
Do jasielskiego szpitala została przyjęta 22 listopada br. Jak podkreśla rodzina pani Joanny, kobieta była w pełni sił, a wyniki badań morfologii przed zabiegiem były bardzo dobre. Schody zaczęły się dopiero po wykonanej operacji, która zakończyła się tradycyjnym cięciem. - Nie wiemy, kto operował Joasię, bo na sali pojawiło się trzech chirurgów. Zabieg zamiast trwać 40 minut trwał około 2,5 godziny. Ponadto w trakcie operacji pojawiło się cięcie na 11 szwów. Po zabiegu usłyszeliśmy, że były małe komplikacje, gdyż budowa żony nie pozwoliła na laparoskopowe wycięcie pęcherzyka, ale żeby się nie martwić, bo wszystko jest w porządku. Od tego momentu zaczęły się problemy - opisuje przebieg zdarzeń zdruzgotany mąż pani Joanny, Damian Paszyński.
"Opieka w szpitalu to skandal!"
Bliscy zmarłej mają żal do lekarzy, że nie wykonali wszystkich niezbędnych badań przed przeprowadzeniem zabiegu, opierając się m.in. na badaniach, które pani Joanna zrobiła pół roku wcześniej. Co więcej są zdania, że opieka w szpitalu nad pacjentem delikatnie mówiąc pozostawia wiele do życzenia i nie da się tego opisać słowami. - Pielęgniarki traktują tam ludzi gorzej jak w schronisku zwierzęta. Moja żona kilka dni po zabiegu zwymiotowała. Wezwała pielęgniarkę, którą poprosiła, aby posprzątała jej na łóżku. Odpowiedź była taka, aby odwróciła głowę w drugą stronę i dalej spała. Jak mówiła, że nie może wstać z łóżka to krzyczały na nią. Miała trudności z podniesieniem się do tego stopnia, że pojawiły się problemy z utrzymaniem moczu. 32-letniej dziewczynie założyły pampersa drąc się na nią, że starsze kobiety wstają, a ona leży. Ja zmieniłem żonie prześcieradło, bo pielęgniarki mają wszystko w du...e. Kiedy Joasia miała spodnie we krwi stwierdzono, że to pewnie okres. Nie zbadali jej, zbagatelizowali to całkowicie – mówi pan Damian zbulwersowany podejściem do pracy personelu medycznego. Poradził żonie, aby na obchodzie lekarzy opowiedziała o karygodnym zachowaniu pielęgniarek. Zdaniem mężczyzny nic to jednak nie zmieniło.
Wyniki badań po zabiegu zaniepokoiły rodzinę
Trzeciego dnia po zabiegu pani Joasia zaczęła odczuwać ból różnych części ciała. Jak twierdzi rodzina, lekarze byli o wszystkim informowani, lecz uważali, że to normalne. 27 listopada br. 32-latka została skierowana na USG brzucha oraz na morfologię. Badanie wykazało wystąpienie płynu w przestrzeni zaotrzewnowej, a wyniki badań morfologii w porównaniu z wynikami przed zabiegiem, jak podkreśla teść pani Joanny bardzo się pogorszyły. - Wchodząc do szpitala wyniki miała w normie, zaś badania wykonane w trakcie i przed wyjściem do domu o 200 % zmieniły się. Mimo to wypisali ją ze szpitala – mówi zaskoczony tą decyzją Krzysztof Paszyński, teść pani Joanny.
Rodzina Paszyńskich była zdumiona, że kobietę, która skarży się na ból, ma złe wyniki morfologii i z badania USG brzucha wynika, że ilość płynu w organizmie zwiększyła się – zwalniają do domu.
Według zaleceń lekarskich pani Joanna miała się zgłosić do kontroli w Poradni Chirurgicznej. Wizytę miała umówioną na 15 grudnia, niestety nie doczekała się. Zmarła 8 grudnia w domu. - W piątek rano pożegnaliśmy się i ja poszedłem do pracy. Do Joasi przyszła jej mama, która była z nią do 11.40. Ja wróciłem o 14.00. Wchodząc do domu rozmawiałem ze szwagrem. Zobaczyłem Asię leżącą w łóżku jakby spała. Zauważyłem, że ma sine usta. Krzyknąłem do szwagra, że umiera i żeby zadzwonił po karetkę. W tym czasie zacząłem ją reanimować aż do przyjazdu karetki pogotowia. Kiedy podjąłem resuscytację czułem się, jakbym dmuchał w balon napełniony wodą. Wdmuchując w nią powietrze słyszałem bulgotanie. Przy 4 bądź 5 cyklu żółć z krwią o smaku metalu wpłynęła do moich ust - mówi pan Damian, który postanowił podzielić się z nami tragicznymi przeżyciami związanymi z utratą ukochanej żony.
Z relacji rodziny wynika, że w chwili śmierci pani Joanna miała wzdęty brzuch przypominający kobietę będącą w dziewiątym miesiącu ciąży. Lekarz, który przyjechał z karetką pogotowia nie podał przyczyny śmierci 32-latki. Pan Damian zdecydował się na sekcję zwłok licząc na wyjaśnienie zaistniałych wątpliwości. Sprawa trafiła do jasielskiej prokuratury na wniosek rodziny, która złożyła zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.
"Nie rzucajmy szybkich oskarżeń"
Dyrektor Szpitala Specjalistycznego w Jaśle podkreśla, że jemu także zależy na wyjaśnieniu tej zagadkowej śmierci 32-letniej kobiety. Co do zarzutów wobec szpitala, od rodziny nie wpłynęła żadna skarga ani ustna ani pisemna. - Takich zabiegów robi się kilkaset rocznie. Dlaczego to się stało tydzień po wyjściu ze szpitala? Dostęp do lekarzy był, można było w każdej chwili wezwać pogotowie, przyjechać na SOR, przyjść do poradni, czy lekarza rodzinnego. Nic się nie działo, nagle mąż wychodzi z domu do pracy, a po powrocie żona już nie żyje – zaznacza Michał Burbelka, dyrektor Szpitala Specjalistycznego w Jaśle. - Bardzo współczuję bliskim pani Paszyńskiej i dlatego mnie również zależy na wyjaśnieniu przyczyny jej śmierci. Nie dziwię się rodzinie, która ma mnóstwo wątpliwości, ale wiem też, jak łatwo kogoś oskarżyć bezpodstawnie. Czy ktoś w dzisiejszych czasach jest w stanie uwierzyć, że lekarz robi coś specjalnie źle? Z tego co wiem, pacjentkę operowało dwóch lekarzy z ogromnym doświadczeniem. Jest nieprzyjemna atmosfera wokół tego wydarzenia, bo z jednej strony to rozpacz dla rodziny, ale dla mnie również ogromne zaskoczenie, co się takiego stało? Jeżeli ktoś zawinił to niech poniesie karę. Jeśli nie, to nie rzucajmy szybkich oskarżeń szukając winnego - apeluje dyrektor szpitala.
Dlaczego pani Joanna zmarła?
Badanie zwłok kobiety, które odbyło się 9 grudnia br. nie wykazało bezpośredniej przyczyny jej śmierci. Prokurator Grażyna Krzyżanowska z Jasła podkreśliła, że w związku z tym zostały pobrane wycinki narządów wewnętrznych kobiety, które zostały przekazane do Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie celem przeprowadzenia ekspertyzy. Jedno jest pewne. Podczas sekcji zwłok znaleziono około 2 litrów płynu zalegającego w jamie otrzewnowej. - Wykonaliśmy niezbędne czynności niecierpiące zwłoki związane z zabezpieczeniem materiału. Takie postępowania są skomplikowane i niewątpliwie wymagają zasięgnięcia opinii biegłych. Na chwilę obecną nie chcę wypowiadać się na temat wyników sekcji zwłok. Są wstępne podejrzenia, ale dopóki nie zostaną potwierdzone szczegółowymi badaniami nie chcę nic przesądzać – poinformowała zastępca prokuratora rejonowego w Jaśle.
Sprawa ta została skierowana do Prokuratury Okręgowej w Krośnie. Jednak jak podkreśla rzecznik Beata Piotrowicz, materiały zostaną przekazane dalej i trafią do Prokuratury Regionalnej w Rzeszowie mając na względzie młody wiek pokrzywdzonej oraz skomplikowany charakter sprawy. - To po części wynika z nowych regulacji dotyczących prowadzenia spraw o błędy w sztuce lekarskiej i zgonu. Te materiały zostaną przekazane dzisiaj ( w środę 20 grudnia- przyp. red.) do prokuratury regionalnej i będziemy czekać na ich decyzję w tym zakresie. Jeśli przejmie tę sprawę to ona będzie prowadzić dalsze czynności – wyjaśniała wczoraj rzecznik prasowy Beata Piotrowicz, prokurator Prokuratury Okręgowej w Krośnie.
Do sprawy wrócimy.
Ilona Dziedzic