Dzielny wojak Szwejk w Jaśle
Bohater Halamy, jak sam twierdzi jest skomplikowaną konstrukcją psychologiczną i kulturową. To postać z teorii Junga, która jest kombinacją cienia i mędrca zwana też tricksterem. - Ale przede wszystkim Szwejk jest osobą przepełnioną miłością do innych. Wie co za chwilę stanie się z jego przyjaciółmi, ale stara się wykorzystać każdą chwilę, czerpać radość z każdego spotkania. Uczy nas swojej mądrości. Tego, że istotne jest również to, że po prostu jesteśmy i możemy się z sobą spotkać. Co więcej, każdy jest inny i lepiej się skupić na tym, co nas łączy. Dla mnie Szwejk jest i mędrcem i głupcem w jednym – mówił w jednym z wywiadów Grzegorz Halama.
Podczas spektaklu w Jaśle zachwycił publiczność naturalnością, ciepłem i serdecznością. - To m.in. ogromna zasługa Roberta Talarczyka, który to przemyślał wcześniej i adaptacja jest napisana, a moja postać tak w tym ułożona, że to nawet nie jest ten sam Szwejk z książki. Mam prawo być inny i nieporównywalny i stanowić odrębną jakość – podkreśla w rozmowie z nami bohater Szwejka.
Nieśmiały, ale skazany na sukces
W młodości był bardzo nieśmiały, ale miał przeczucie, że odniesie sukces. Lubił poezję śpiewaną, ale wesołkiem klasowym nie był nigdy. Postać kabaretowa, „ojciec” nierozgarniętego Józka, hodowcy drobiu przyniosła mu sukces. Okazało się, że inspiracją do stworzenia tej postaci był jeden z jego nauczycieli w szkole średniej. Po 20 latach w kabarecie Halama postanowił spróbować sił jako aktor. - Zajmowanie się jedną rzeczą tak non stop sprawiło, że poczułem, że fajnie byłoby też innych rzeczy spróbować. Nawet nie tak ambicjonalnie, ale żeby ciekawiej to życie przechodziło. Jestem zachwycony tym, że mogę grać rolę Szwejka w „Szwejku”. Nie mam takich ambicji, żeby się tam kokosić, kłócić z kimś czy ja to robię świetnie. Zawsze kiedy wychodzę na scenę to staram się grać jak najlepiej i daję z siebie wszystko. Te spektakle wychodzą, są ludzie, jest miły klimat w powietrzu, a to też ogromna zasługa Roberta Talarczyka.
Wojsko? – tak się przydarzyło
Grzegorz z rozbawieniem wspomina epizod wojska. - Wojsko kojarzy mi się z „Paragrafem 22”, bo poziom absurdu jest tak wysoki. Kiedy czytałem tę książkę to pomyślałem sobie: „Boże mój, to naprawdę wszystko mogłoby się zdarzyć”. Pamiętam jak miałem w ręku długopis i jeden starszy kolega spytał czy mam długopis, bo chciał rozwiązać krzyżówkę. A ja nie chciałem mu tego długopisu pożyczyć. Pomyślałem wtedy, że powiem coś tak durnego i zobaczymy czy zadziała. I powiedziałem: „mam, ale ktoś ode mnie wczoraj pożyczył i jeszcze nie oddał”. Odpowiedział „aha” i się odwrócił. Okazało się, że to działa.
Po 13 miesiącach pełnienia służby został wyrzucony – Źle się czułem w wojsku (śmiech), nie podobało mi się. Ja miałem taką zabawę, że jak szedłem do klubu garnizonowego zanieść obiad dyżurnemu i jak był jakiś kapral na straży, który wołał: „a ty gdzie?”, ja odpowiadałem: „idę do domu”. Ich bardzo to dezorientowało. Ja źle znosiłem wojsko i Bogu dziękować ktoś wyczuł, że nie ma sensu.
Halama równa się kabaret
Grzegorz uważa, że trzeba i można się nauczyć poczucia humoru. – Bo z tym akurat różnie bywa, są też różne poziomy tego poczucia humoru, pewnej subtelności. Ja to wiem po sobie. Był moment, że nie bardzo przepadałem za braćmi Marx, jak ich oglądałem to jakoś mnie to nie ruszało. Potem, już za sprawą braci Zuckerów, którzy nakręcili „Czacha dymi” oparty na tych postaciach, to jakoś to do mnie bardziej dotarło. Zrozumiałem ideę i jak wróciłem do braci Marx, to stało się wtedy bardzo śmieszne.
Katarzyna Pacwa-Wilk