Krempna: Dyrektor MPN nie daje za wygraną. Walka o drogę trwa.
Ciąg dalszy sprawy mieszkańców budynku niegdyś należącego do Nadleśnictwa Żmigród. „Rozumiem, że jesteśmy najemcami, ale ludzie mieszkają w tym miejscu większość swojego życia.“
W marcu poruszyliśmy temat rodziny Szurkiewiczów i Szatanów zamieszkałych w Krempnej przy drodze powiatowej w kierunku Polan. Dom oraz teren na którym mieszkają należał w przeszłości do Nadleśnictwa Żmigród, a w dalszej kolejności przeszedł w ręce Magurskiego Parku. Rodzice pana Witolda Szurkiewicza 40 lat temu wynajęli wspomniany budynek, gdzie wraz z sąsiadami mieszkają po dzień dzisiejszy. Jak mówią większych problemów nigdy nie było, do momentu gdy stanowisko dyrektora objął Andrzej Czaderna.
Spór z dyrektorem parku zaczął się kilka lat temu tuż po objęciu przez niego stanowiska.
- Na naszym budynku obsypywały się kominy i zaczął przeciekać dach. Woda ciekła wzdłuż kominów, obok instalacji elektrycznej, stwarzało to niebezpieczeństwo, więc zwróciliśmy się z prośbą o remont dachu. Napotykaliśmy same utrudnienia, chciałem na własny koszt z sąsiadką tego dokonać, lecz nie uzyskaliśmy pozwolenia. Jedynym wyjściem było zgłoszenie zaistniałej sytuacji do Nadzoru Budowlanego w Jaśle, który wydał dyrektorowi decyzję wymiany dachu. To był impuls, który wywołał szereg kolejnych zdarzeń i postanowień – wyjaśnia Witold Szurkiewicz.
Drogę wytyczono przez studnię i garaż.
We wtorek 19 maja odbyła się rozprawa w Sądzie Rejonowym w Jaśle. Mieszkańcy wciąż domagają się przywrócenia im możliwości korzystania z drogi tak jak do tej pory. W toku rozprawy złożone zostały dokumenty przez każdą ze stron.
- Pełnomocnik parku złożył wniosek o odrzucenie naszego pozwu, argumentując to tym, że jesteśmy tylko najemcami, a droga jest przejezdna – mówi nam pani Agnieszka Szurkiewicz.
Wniosek odrzucono, zaś termin rozprawy został wyznaczony na miesiąc lipiec. Wtedy także w miejscu zamieszkania przeprowadzone zostaną oględziny sądowe. Jak dodaje pan Witold, pełnomocnik twierdzi również, że droga dojazdowa do budynku mieszkalnego istnieje.
- Jak widać przejazd jest, ale nie na samochód, tylko taczki lub rower– żali się pan Witold.
Lokatorzy relacjonują, iż Park zaproponował im przejazd przez rampę samochodową, garaż i środek studni, którą użytkują. W tej chwili czekają na decyzję wójta w tej sprawie. Jak dodają, chcieli iść na ugodę, ale Park nie zamierza z nimi rozmawiać i nie wykazuje chęci pójścia na kompromis.
- Zasypanie studni to prosta sprawa, każdy potrafi zasypać i zniszczyć, gorzej jest stworzyć coś nowego. Korzystamy z tej studni w sytuacji gdy w rurociągu brakuje wody, nie jest więc ona głównym żródłem wody dla nas, co nie oznacza, że można ją po prostu zasypać – mówi oburzony Witold Szurkiewicz.
Park ma nieograniczone możliwości, mamy wrażenie, że to zwykła złośliwość.
Droga dojazdowa do budynku państwa Szurkiewiczów i Szatanów jak i dla rodzin z budynku obok, istnieje od 70lat. Nagle pojawiła się decyzja MPN o grodzeniu terenu. W tej chwili brakuje krótkiego odcinka tego ogrodzenia, które gdy zostanie dokończone, ostatecznie uniemożliwi dojazd mieszkańców do ich domostw.
- Nieco dalej mamy swoje budynki gospodarcze, które użytkujemy przez tyle lat. W tej chwili po zamontowaniu części ogrodzenia, dotarcie do nich przykładowo po opał jest bardzo utrudnione. Posiadam działalność gospodarczą, prowadzę warsztat samochodowy, w tym momencie by ulokować samochód na rampie, muszę jeździć dookoła. Problem pojawia się gdy samochód klienta jest poważnie uszkodzony i niezdatny tym samym to jazdy. Tą drogą uczęszczałem do szkoły, mieszkam tu od urodzenia i nigdy nie było problemu z tego tytułu. – skarży się pan Witold.
Jazda dookoła może nie wydawać się aż tak uciążliwa, jednak w sytuacji, gdy nadchodzi zima, wszystko się komplikuje. Jak relacjonują tamtejsi mieszkańcy, tereny parku są pod względem powierzchni bardzo duże, mają nieograniczone możliwości, dlaczego więc stwarzają takie problemy?
Lokatorzy regularnie płacą czynsz. W umowie posiadają zapis, że dzierżawią prawnie także część działki. W tej chwili jak mówią, pojawił się kolejny absurd. Geodeci z ramienia Parku tyczą sąsiadce jedną drogę, zaś im drugą. Jak zaznaczają, im nie trzeba dziesięciu dróg, gdyż oni drogę posiadają, jedną wspólną i chcą by tak zostało.
Jak swoje poczynania tłumaczy MPN?
Zdaniem najemców wykorzystują nadmiernie fakt, że są właścicielami terenu, zaś lokatora traktują z góry, jasno dając do zrozumienia, iż nie ma on w tej sytuacji nic do powiedzenia.
Dyrektor tłumaczył mieszkańcom, że z powodu przejazdu tą drogą ciężkich pojazdów, nawierzchnia może ulec zniekształceniu i częściowemu zniszczeniu, utrudniając przy tym ludziom poruszanie się po niej.
- Nie rozumiem tej argumentacji. Droga była utwardzona, przejeżdżały tędy ważące 40 ton samochody z dłużycami i nic się z nią nie działo. Położona została kostka, a wraz z nią pojawiły się takie argumenty. Jaki był zatem cel montażu kostki brukowej? Nie wiem w czym jest problem, sprzęty parku pojawiają się na tym terenie rzadko, tym bardziej nie rozumiem podejścia władz MPN. Drzewa wzdłuż alei posadził sąsiad, całe życie dbaliśmy o tę drogę. Nic dziwnego, że stała się ona dla parku atrakcyjna – mówi pani Agnieszka.
Warto dodać, że za ogrodzeniem, park posiada swój skład drewna. Grodząc teren, uniemożliwili sobie dojazd do tego miejsca, wskutek czego wspomniane samochody z ciężkim ładunkiem poruszają się po wąskiej drodze gminnej zlokalizowanej przy barakach, nieprzystosowanej zupełnie zdaniem lokatorów do transportu tego typu ładunków.
- Rozumiem, że jesteśmy najemcami, ale ludzie mieszkają w tym miejscu większość swojego życia. Jeżeli w planach jest sprzedaż budynków, czy podziały, to wartałoby wyjść do tych ludzi i z nimi coś ustalić, próbować dojść do porozumienia, a nie tylko stawiać warunki i obrazować swoją władzę i dominację nad mieszkańcami. Przecież Ci ludzie do stanu rzeczy jaki mają w tej chwili, doszli własną ciężką pracą i z tego tytułu powinien należeć się im szacunek i zrozumienie. Nie ma problemu by park ogrodził sobie swoją inwestycję, ale naszą drogę niech zostawi w spokoju. Domagamy sie drogi którą jeździliśmy przez 40 lat – podsumowuje pani Agnieszka.
Państwo Szurkiewiczowie nie poddają się, walczą o swoje, gdyż jak mówią zbyt wiele włożyli serca i pracy w to co udało im się osiągnąć.
Do sprawy wrócimy.
Joanna Parzygnat
[email protected]