Krempna: Spór mieszkańców z Magurskim Parkiem Narodowym. Walczą o drogę i działkę
- Dyrektor Magurskiego Parku Narodowego chce nam odciąć drogę do domu i zabrać część działki - żali się w rozmowie z naszym portalem zamieszkała w Krempnej rodzina Szurkiewiczów. Mieszkanie w budynku, położonym przy drodze w kierunku Polan, wynajmuje ona od czterdziestu lat.
Teren, na którym mieszkają nasi rozmówcy, w przeszłości należał do Nadleśnictwa Żmigród. Pracowali w nim m.in. rodzice pana Witolda Szurkiewicza. To oni na początku lat 70. ubiegłego stulecia wynajęli będący pozostałością po sklepie budynek, gdzie – wraz z synem, synową, wnukami, oraz sąsiadami zajmującymi drugą jego część – mieszkają do dzisiaj. Lokatorzy domu podkreślają, że przez lata żyło im się spokojnie. Oczywiście od czasu do czasu musieli stawić czoła rozmaitym problemom, jednak własnymi siłami, bądź z pomocą bliskich, udawało im się je przezwyciężać. Tak było, jak mówią, jeszcze przed kilkoma laty. Przełom miał nastąpić w momencie, gdy Magurskim Parkiem Narodowym, który od pierwszej połowy ostatniej dekady zeszłego stulecia zarządza dawnymi terenami nadleśnictwa, zaczął kierować Andrzej Czaderna.
Witold Szurkiewicz z sąsiadką Elżbietą Szatan
- To człowiek, z którym nie można się dogadać, każda rozmowa z nim to jak walenie głową w mur. Z tym wiekowym budynkiem raz po raz są jakieś problemy, o remont ciężko się doprosić. Dyrektor potrafi tylko podnosić czynsz za wynajem. Co roku to robi, ostatnio wprowadził podwyżkę aż o pięćset procent! - żali się Witold Szurkiewicz.
Nasz rozmówca podkreśla, że do sporów między mieszkańcami domu a dyrektorem MPN dochodziło już wielokrotnie. Jeden z nich, jak wspomina pan Witold, zakończył się ugodą na mocy orzeczenia sądu – zarzewiem konfliktu miało być wówczas domaganie się przez park zwolnienia przez rodzinę Szurkiewiczów jednego ze znajdujących się w pobliskim baraku mieszkalnym pomieszczeń gospodarczych. Ostatecznie MPN dopiął swego, jednak w zamian musiał przeprowadzić kilka inwestycji w domu zamieszkiwanym przez pana Witolda, panią Agnieszkę i ich sąsiadów.
Zamknięcie drogi gwoździem do trumny
Czara goryczy lokatorów budynku przelała się przed kilkoma miesiącami, po tym, jak Magurski Park Narodowy zakończył rozbudowę mieszczących się nieopodal ich domu magazynów, tworząc tam bazę transportową. Dowiedzieli się wówczas, że stracą dojazd na wynajmowaną posesję. Informacja ta zbiła ich z nóg.
- Dyrektor wpadł na pomysł odgrodzenia należących do parku budynków od wszystkiego wokół. Przy okazji chce zagarnąć drogę dojazdową do nich, jedyną, którą możemy dojechać pod dom. To mocny cios dla nas. Mąż prowadzi przy domu warsztat samochodowy, z niego żyjemy, co będzie teraz? Jak klienci tutaj dojadą? Co czeka starszego, schorowanego sąsiada po udarze, do którego co chwila przyjeżdża pogotowie? Będzie noszony na noszach do drogi? - pyta wyraźnie poirytowana sytuacją pani Agnieszka Szurkiewicz.
Zdaniem jej męża, decyzja dyrektora Magurskiego Parku Narodowego nie ma żadnego uzasadnienia i wynika z czystej złośliwości.
- Po co mu te płoty? Niech jeszcze napis „getto” na nim zrobi - ironizuje pan Witold. - Jak koniecznie chciał się od nas odgrodzić, mógł otoczyć płotem same magazyny. Przecież nic by się nie stało, żebyśmy korzystali z drogi wspólnie, tak, jak do tej pory. Tak naprawdę to nam mogłyby przeszkadzać jeżdżące nią samochody, a nie odwrotnie. Budynek w którym mieszkamy był pierwszym, jaki tutaj postawiono. Sama droga ma ponad sto lat, kiedyś prowadziła w pola, później do sklepu, dlaczego teraz chcą ją zamknąć w tym getcie? - dziwi się mieszkaniec Krempnej.
Na tę chwilę mieszkańcy mają dojazd do domu. Niedługo zostanie zablokowany ogrodzeniem
Nasi rozmówcy podkreślają, że plany uniemożliwienia im dojazdu do domu to największy problem spośród tych, z jakimi muszą się zmagać w konsekwencji przebudowy magazynów. Największy, ale niejedyny.
- Zamontowane przy tych budynkach alarmy wyją za dnia i w nocy. Idzie zwariować. Nie raz dzwoniłam na policję, bo jak park jest nieczynny to nawet nie wiadomo, do kogo się z tym zwrócić. O utrudnieniach, na jakie napotykaliśmy przy domu w trakcie prowadzonych przez park prac budowlanych nie chcę nawet mówić. - mówi pani Agnieszka.
Park chce zarobić
Magurski Park Narodowy nie tylko postanowił ogrodzić drogę prowadzącą do bazy transportowej, ale również sprzedać wynajmowane w jej okolicy budynki, w tym barak mieszkalny oraz dom wynajmowany przez państwa Szurkiewiczów i Szatanów. Na to akurat obydwie rodziny były przygotowane, bo zakup budynku na własność planowały od dawna.
- Jeszcze przed piętnastu laty pisaliśmy różne wnioski w tej sprawie. Odpowiedź zawsze była taka, że jak park wykaże, że te tereny są zbędne, będzie mogła nastąpić sprzedaż. Za poprzedniego dyrektora, Szafrańskiego, dokumenty trafiły już nawet do starostwa. Tam jednak je przetrzymali, w międzyczasie dyrektor zmarł, i cofnęli wszystko. A były już sporządzone księgi wieczyste, granice zostały wytyczone, grunty przypisane. Sęk w tym, że przyszedł nowy dyrektor i wszystko jest źle i trzeba to robić od nowa – mówi pan Witold.
Nasi rozmówcy są zdania, że nagła decyzja MPN o sprzedaży należących do niego nieruchomości nie jest przypadkowa.
- Gdy teściowie wprowadzali się do tego domu mieli zapewnione, jako pracownicy nadleśnictwa, zniżki na ewentualny zakup. Teraz, w konsekwencji zmian w uchwale, które nastąpiły przed trzema laty, został im ten przywilej zabrany. Chodzi o to, że dom nie leży już na terenie nadleśnictwa i w związku z tym niby nie ma podstaw, by te zniżki obowiązywały. To jest idiotyzm, na którym Magurski Park Narodowy chce skorzystać – teściowie mieszkają tu od 40 lat i powinni dokonywać zakupu na starych zasadach, nowe powinny dotyczyć ludzi, którzy dostali najem od parku po wejściu w życie zmian w prawie - oburza się pani Agnieszka.
Droga drogą, alarmy alarmami, sprzedaż sprzedażą... Równolegle z koniecznością sprostania opisanym już problemom państwo Szurkiewiczowie w związku z planami MPN mają jeszcze na głowie walkę o część przydomowej działki.
- Uprawialiśmy ten ogródek od czterdziestu lat, bo nadleśnictwo przypisało go do domu. Teraz, gdy zgłosiłam dyrektorowi dewastację znajdujących się w nim drzewek chronionego jałowca – co uczynili pracownicy parku podczas udrażniania kanalizacji – nagle dowiedziałam się, że nie mamy do tego terenu tytułu prawnego. Dyrektor wiedział, że użytkujemy tę działkę. Jeżeli jego zdaniem robiliśmy i robimy to bezprawnie, to dlaczego nie zarządził sporządzenia umowy sprzedaży, żeby dopełnić wszystkich formalności i sprawę załatwić? Jak trzeba było o to zadbać, regularnie sprzątać, kosić, to park ani razu się nie zainteresował. A teraz nagle, miesiąc przed sprzedażą, będą na nowo dzielić działki, robić przetargi, bo poczuli biznes i możliwość zarobku? - mówi pani Agnieszka.
Dyrektor nie widzi problemu
Jak do całego zamieszania odnosi się dyrektor Magurskiego Parku Narodowego? Jego zdaniem wykonanie ogrodzenia wokół nowej bazy transportowej było konieczne z uwagi na dużą wartość składających się na nią budynków i znajdującego w nich sprzętu. W temacie drogi nie widzi jednak żadnego problemu.
- Jeszcze przed przystąpieniem do budowy bazy transportowej doszedłem z paniami Szurkiewiczową i Szatanową do porozumienia, że do czasu zakończenia tej inwestycji nie będziemy tej drogi zamykać. Ustaliliśmy, że po wykonaniu bazy udostępnimy im alternatywny dojazd drogą gminną, okrężną, przebiegającą obok baraku. Wydaje mi się, że to alternatywne rozwiązanie jest wystarczające. Gdyby jednak taka opcja mieszkańcom tego domu nie odpowiadała, mogą skorzystać z istniejącego przepustu i podjeżdżać pod budynek bezpośrednio od drogi powiatowej. Teraz też mają taką możliwość, jednak z niej nie korzystają - mówi Andrzej Czaderna.
Dyrektor MPN wyklucza możliwość zawarcia z lokatorami domu porozumienia, na mocy którego nadal mogliby dojeżdżać do swoich mieszkań drogą prowadzącą w kierunku magazynów.
- Zależy nam na tym, żeby cały teren bazy, wraz z dojazdem, był wygrodzony. Będziemy poruszać się tą drogą również cięższym sprzętem, więc jej nawierzchnia może być trochę zruszana. Dla samochodów osobowych mógłby to być problem. - mówi.
Andrzej Czaderna nie ukrywa, że na sprzedaży budynków wokół bazy transportowej Magurski Park Narodowy chce zarobić. - Są to osady dość wyeksploatowane, zbędne dla funkcjonowania parku - twierdzi. Podział okolicznych działek ma służyć zwiększeniu atrakcyjności tych nieruchomości – zwłaszcza wspomnianego baraku mieszkalnego. Podkreśla przy tym, że nic nie stoi na przeszkodzie, by rodzina Szurkiewiczów wraz z zajmowanym obecnie lokum nabyła na własność część działki, którą od dawna uprawiała.
- Została ona wyodrębniona, jednak decyzję co do tego typu podziałów podejmuje wójt i tak też będzie w tym przypadku. Na tę chwilę sprawa jest na etapie oceny przez biegłego, jak to wszystko należy zrobić – mówi Andrzej Czaderna.
Według państwa Szurkiewiczów dyrektor w argumentacji swych działań mija się z prawdą. Ich zdaniem do żadnego porozumienia pomiędzy Magurskim Parkiem Narodowym a kimkolwiek spośród mieszkańców domu nie doszło. - Dyrektor poinformował nas o zagrodzeniu drogi. Nie było możliwości negocjacji - mówią. Słowa Andrzeja Czaderny o tym, jakoby droga przebiegająca przy baraku rozwiązywała ich problem, określają mianem zupełnego nieporozumienia. - Ona nie daje możliwości dojazdu pod dom. Nie stanowi więc, ani dla nas, ani klientów męża, żadnej alternatywy. Pomysł na zrobienie drogi przez działkę nawet szkoda komentować - denerwuje się pani Agnieszka.
O tym, kto w opisanym wyżej sporze ma rację, rozstrzygnie sąd – w toku dwóch, odrębnych postępowań (pierwsze dotyczy drogi, drugie działki). Do sprawy wrócimy.
Jakub Hap
[email protected]