Matka próbowała ratować dzieci
Sylwia M. została przesłuchana w sprawie pożaru domu w Nowym Żmigrodzie, w którym zginęło rodzeństwo.
W Nowym Żmigrodzie w domu drewnianym mieszkała 31-letnia Sylwia M. wraz z dwójką swoich maleńkich dzieci, dziesięciomiesięcznym synkiem Matiasem i trzyletnią córką Emi. Do tragicznych w skutkach wydarzeń doszło nad ranem 27 marca. Wówczas ogień objął cały budynek, w którym znajdowały się dzieci. Przed całym tym zdarzeniem matka wyszła z domu na kilka minut po drzewo na opał.
- Kobieta była kilka minut poza domem. Wyszła po drewno do pieca. Kiedy zauważyła ogień próbowała ratować dzieci. Weszła do kuchni, ale w pokoju, gdzie przebywało rodzeństwo było zbyt duże zadymienie i nie dała rady. Poprosiła siostrę o pomoc – mówi Kazimierz Łaba, zastępca prokuratora rejonowego w Jaśle.
Jak podkreślił prokurator w domu włączony był telewizor. Być może przyczyną pożaru było zwarcie elektryczne. Jednak na chwilę obecną nie są to potwierdzone informacje przez biegłego w zakresie pożarnictwa, na którą wciąż czeka prokuratura.
Czytaj więcej:
Trwa śledztwo w sprawie pożaru w Nowym Żmigrodzie
Dwójka dzieci nie żyje. Pożar w Nowym Żmigrodzie
(icz)