Policjanci oskarżeni o pobicie wciąż bez wyroku
Ponad trzy lata minęły już od zdarzeń, w następstwie których trzej funkcjonariusze Komendy Powiatowej Policji w Jaśle zostali oskarżeni o pobicie sześciu młodych mężczyzn. Przewód sądowy w tej sprawie rozpoczął się w lutym zeszłego roku i wciąż czeka na finał.
W nocy z 17 na 18 czerwca 2011 roku w jednym z lokali przy ul. Krakowskiej jasielscy policjanci uczestniczyli w prywatnej imprezie, zorganizowanej celem pożegnania odchodzących na emeryturę dwóch ich kolegów. Wszyscy byli po służbie. W gronie świętujących nie zabrakło ówczesnego kierownictwa komendy, jak również Sebastiana C., Daniela J. oraz Krzysztofa B. – pracowników jej wydziału kryminalnego. To oni, będąc pod wpływem alkoholu, mieli wówczas pobić przechodzących obok miejsca zabawy sześciu młodych mężczyzn. Jeden z nich doznał złamania nosa i wstrząśnienia mózgu.
Sprawa szybko wyszła na światło dzienne, nabrała rozgłosu. Zajęła się nią krośnieńska prokuratura. Wszyscy trzej kryminalni usłyszeli zarzuty – żaden nie przyznał się, jakoby kogokolwiek feralnej nocy pobił. Kilka miesięcy po zdarzeniu, chcąc uniknąć procesu funkcjonariusze zdecydowali się przekazać pokrzywdzonym, w ramach zadośćuczynienia, pieniądze. Ci je przyjęli. Sąd Rejonowy w Jaśle wydał na posiedzeniu orzeczenie o warunkowym umorzeniu postępowania przeciwko C. i B. – na skutek uwzględnionej przez wyższą instancję apelacji prokuratora zostało ono jednak uchylone.
Proces rozpoczął się w lutym 2013 roku. Do zeszłego poniedziałku, kiedy to – jak się wydawało – mógł wreszcie nastąpić jego finał, żaden z oskarżonych nie zdecydował się na złożenie wyjaśnień. Wszyscy konsekwentnie milczeli. Jednak podczas przedwczorajszej rozprawy Krzysztof B., po odczytaniu przez prowadzącą przewód sędzię Małgorzatę Janczurę zeznań jednego ze świadków zajścia, niespodziewanie zdecydował się w szczegółach przedstawić swoją wersję zdarzeń.
Z relacji B. wynika, że ich zarzewiem nie było działanie ani jego, ani żadnego z uczestniczących w zabawie policjantów. Spór miała wywołać – poprzez prowokacyjne okrzyki oraz rzucenie w kierunku przebywającego na tarasie lokalu B. kilku kamieni – grupa młodych osób, w której znajdowali się późniejsi pokrzywdzeni.
Krzysztof B.: nie pobiłem
Oskarżony przyznał, że w toku rozwoju zdarzeń poszarpał się z dwoma mężczyznami, konkretnie Damianem Ś. oraz Mateuszem B. – którego również uprzednio próbował odepchnąć nogą – jednakże absolutnie nikogo nie pobił, u nikogo nie spowodował żadnych obrażeń. Nie stwierdził, by był też świadkiem sytuacji, w której krzywdę któremukolwiek z uczestników zajścia mieliby wyrządzić jego koledzy C. i J. Krzysztof B. podkreślił, że już w momencie pierwszych oznak agresji ze strony przybyłej pod lokal grupy Daniel J. powiadomił o jej zachowaniu dyżurnego policji. Ten wysłał na miejsce zdarzenia radiowóz, który jednak przyjechał z dużym opóźnieniem. W dodatku interweniującymi funkcjonariuszami okazali się dzielnicowi – co zdziwiło B.
O tym, że dwóch uczestników nocnego zajścia trafiło do szpitala Krzysztof B. miał dowiedzieć się już następnego dnia w godzinach przedpołudniowych od Sebastiana C. – podobnie jak o zarzutach, że to oni stoją za brutalnym pobiciem pokrzywdzonych, wraz z Danielem J.
Zapłacili, by wyciszyć sprawę
Oskarżony nie potrafił jednoznacznie wyjaśnić dlaczego w momencie otrzymania poważnych zarzutów dot. pobicia sześciu osób (m.in. poprzez kopanie po głowie) nie dążył do oczyszczenia dobrego imienia na drodze procesu sądowego – zwłaszcza, że był przekonany o swojej niewinności. Przyznał, że czuł się zaszczuty przez media, które, jak twierdzi, mocno przekoloryzowały to, co faktycznie się wydarzyło. W obliczu szumu, jaki wywołały i związanej z tym presji społecznej, jak również z powodu braku świadków mogących potwierdzić wersję zdarzeń przedstawianą przez policjantów oraz rad różnych osób – w tym adwokatów – cała trójka zdecydowała się przekazać pokrzywdzonym pieniądze, w ramach zadośćuczynienia. Stanowiło ono jedną z przesłanek, bez których warunkowe umorzenie postępowania nie mogłoby mieć racji bytu. A to, jak powiedział przed sądem B., wydawało się dla oskarżonych szansą na szybkie wyciszenie całej sprawy i gwarantem uniknięcia konsekwencji w postaci utraty pracy.
Sędzia: nie mogę tego pojąć
Prowadząca proces sędzia przyznała, że nie rozumie logiki postępowania B. – tym bardziej, że jako policjant wydziału kryminalnego powinien być w pełni świadomy, że dążąc do umorzenia sprawy bez zmiany zarzutów niejako potwierdza ich słuszność i równocześnie swoją winę. A –jak wynika z jego wyjaśnień – w akcie oskarżenia żaden z tych zarzutów nie powinien się znaleźć.
B. podkreślił, że został oskarżony na skutek nieprawdziwych zeznań pokrzywdzonych. Zakwestionował również – powołując się na obdukcje lekarskie – część obrażeń, jakie podczas feralnego zajścia mieli oni odnieść.
Poniedziałkowa rozprawa, w której nie uczestniczył Sebastian C., została przerwana. B. dokończy składanie wyjaśnień na kolejnej – odbędzie się ona w drugiej połowie grudnia.
Oskarżony o podżeganie do mataczenia w opisywanej sprawie dyżurny jasielskiej policji w zeszłym roku został uniewinniony. Na skutek apelacji prokuratury wyrok Sądu Rejonowego w Jaśle został jednak uchylony i proces przeciwko Bolesławowi K. we wrześniu br. rozpoczął się na nowo.
Jakub Hap
[email protected]