Polskie WTC
Nie chodzi mi o przyczyny, skutki i śledztwa. Nie mam na myśli szaleństw i wariactw, skrajnych poglądów. Zależy mi na pamięci, której prawo istnienia w polskiej społeczności jest pokazywane jako obciach.
Kolejna rocznica zamachów terrorystycznych w Nowym Jorku jest niesamowicie dobrą okazją do pokazania różnicy pomiędzy Polakami i Amerykanami. Różnic jest wiele. Mi chodzi o jedną, która nie powinna się wkradać w narody rozwinięte, tworzące wysoko zintelektualizowane społeczeństwa XXI wieku. Cały problem polega natomiast w Polsce na tym, że ci przeintelektualizowani i przysłowiowo światli ludzie z pierwszych stron gazet, narzucają mniej świadomym standardy wyznaczające granice pomiędzy pamięcią, a obciachem.
Wróćmy pamięcią 12 lat wstecz. Ameryka i nie tylko była w szoku. Cały świat nadsyłał kondolencje i obserwował przez kilka dni sytuację w Nowym Jorku. Ogromna tragedia, tysiące ofiar i mnóstwo współczucia. Świat do dzisiaj pamięta o tej tragedii. Mniejsza o świat. Amerykanie rokrocznie przeżywają tą tragedię z taką samą nabożnością. Pamięć o tamtych ofiarach jest dla nich święta i niepodważalna. Nie ważne, kto zginął pod gruzami nowoczesnych kolosów.
Nie silę się na porównywanie oraz dopinanie przyczyn, śledztw i sposobów przedstawiania obydwu wydarzeń w mediach, bo wiadomo, że to dwie całkiem różne tragedie. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że Amerykanie nie wstydzą się swoich ofiar i prezentowania pamięci o nich. W Polsce, kiedy tylko zbliża się 10 kwietnia słychać wszędzie, że oto na ulicę wylegną „oszołomy”, „kaczyści” i Bóg wie kto. Ubiera się ludzi chcących celebrować pamięć o ofiarach smoleńskich w płaszcz pogardy i śmiechu. Tak jak szydziło się z krzyża pod Pałacem Prezydenckim i tak jak toczono medialną wojnę o pochówek zmarłego tragicznie prezydenta.
Brakuje wyczucia czasu i miejsca, gdzie można, a gdzie nie wypada rozgrywać między sobą politycznych ruchów. Sami Polacy, mimo, że niejednokrotnie dobrze wykształceni dają się wciągnąć w wir porównań i mimowolnie sytuują się po dwóch stronach barykady. Są ci pamiętający i składający hołd ofiarom, a po drugiej stronie liczne grono wyśmiewające tych pamiętających. Naród podzielony tragedią daleko nie dojdzie. Po „polskim” Smoleńsku wielu wieszczyło odmianę narodu, chociażby taką jak po śmierci Jana Pawła II. Tymczasem rozpoczął się wraz z tragedią jeszcze mocniejszy podział na ludzi „normalnych” i tzw. „sektę smoleńską”. Czy będziemy w stanie po kilkudziesięciu latach wyzbyć się podziałów i wspólnie jak Amerykanie świętować naszą narodową tragedię?
Grzegorz Michalski