300 kg żeliwnego korpusu zmiażdżyło nogę 38-latkowi
Do nieszczęśliwego wypadku w fabryce armatur w Przysiekach doszło w miniony czwartek. Podczas załadunku półfabrykatów jeden z korpusów wysunął się i spadł na stopę 38-letniego Waldemara Stója ze Skołyszyna. Ze zmiażdżoną stopą trafił do jasielskiego szpitala.
Na terenie fabryki armatur w Przysiekach w zeszły czwartek doszło do wypadku przy pracy. W zdarzeniu ucierpiał wieloletni pracownik firmy – 38-letni Waldemar Stój ze Skołyszyna. W zawodzie malarza armatury jest od osiemnastu lat. Pech chciał, że w czwartek dwie godziny przed końcem pracy doznał zmiażdżenia stopy. Prawdopodobnie korpus, który był zabezpieczony śrubami wysunął się i spadł. 300 kg wylądowało na nodze pana Waldemara. - Na początku byłem w szoku, ale gdy zostałem zabrany do karetki przeszył mnie straszny ból, którego nie mogłem wytrzymać - opowiada. - Ten wypadek to dla mnie duże zaskoczenie, sam już nie wiem jak do tego doszło. Można powiedzieć, że miałem szczęście w nieszczęściu. Gdyby korpus spadł mi na kolana lub na pas to mogłoby mnie to zabić – dodaje.
Pierwszy do pana Waldemara podbiegł jego brat, który również pracuje w tej samej firmie, a następnie cała załoga. Widok stopy był okropny, doznała zmiażdżenia oraz wykręciła się w drugą stronę. – Żona pakowała się właśnie na wakacje, gdy dowiedziała się, że uległem wypadkowi. Była zaskoczona. Mieliśmy jechać z dziećmi na Węgry. Zostało mi tylko dwie godziny pracy, gdy to się stało- podkreśla W.Stój.
W czwartek o godz. 17 lekarze wzięli pana Waldemara na stół operacyjny. Zabieg trwał 2 godziny. Obecnie znajduje się na oddziale ortopedii. Ze szpitala ma zostać zwolniony w dniu jutrzejszym. Przed nim wiele tygodni rehabilitacji, ale jak podkreśla pełen optymizmu pan Waldek -wróci do pracy. - Lekarze są zdania, że powinno być dobrze. Oni zrobili wszystko co mogli – kwituje.
Ilona Dziedzic