Groziła im śmierć, ale nigdy nie odmówili pomocy
Państwo Anna i Stanisław Kopciowie z Sowiny w czasie okupacji niemieckiej ukrywali żydowską rodzinę. Bez chwili zawahania zgodzili się im pomóc. Narazili siebie i swoje dzieci na utratę życia, ale podjęli to ryzyko.
Pani Ania pochodziła z Bieździedzy. Po ślubie w 1939 r., jako 20-latka przeniosła się wraz z niespełna roczną córką Jadwigą do Sowiny, gdzie zamieszkała z mężem Stanisławem. Utrzymywali się z rolnictwa. Niedługo po tym jej 26-letniego męża zaciągnięto do wojska. Walczył on w obronie Lwowa. Cudem udało mu się uciec z pociągu jadącego do Katynia. Do Sowiny wrócił pieszo.
Bez wahania podjęli ryzyko
W 1942 r. rozpoczęły się masowe mordy Żydów. Dziewięcioosobowa rodzina Kruegerów przyjaźniła się z Kopciami, dlatego postanowili poprosić ich o pomoc. Anna i Stanisław nie odmówili. Abraham z synem Henrym ukrywali się u nich na strychu, matka z najmłodszym dzieckiem Edith u rodziny Stasiowskich, a sześć córek często zmieniało miejsce pobytu, w tym również mogły liczyć na schronienie u Anny i Stanisława. Przed wojną Krugerowie wysłali jedną z córek do USA. W Sowinie byli znani, bo prowadzili w centrum wsi sklep. Byli jedną z dwóch rodzin żydowskich, które mieszkały w tej miejscowości.
- Pewnego dnia poszłam do Kołaczyc. Wracając z rynku zobaczyłam, że od Bieździedzy szła grupa ludzi. Wtedy zauważyłam, że Niemcy prowadzili Żydów. Przelękłam się i szybko wróciłam do domu. Niedługo potem rodzina Kruegerów poprosiła nas o pomoc. Nie odmówiliśmy. Jednak nie wszystkie dzieci mogły u nas zostać. Abraham, ich ojciec po dwójkę pozostawiał w innym domu. Często się zmieniały. Najwięcej jednak przebywała u nas Sally, a ojciec z synem często ukrywali się na naszym strychu – wspomina Anna Kopeć.
Abrahamowi Joachimowi Kruegerowi udało się wyprowadzić całą rodzinę z grupy prowadzonej przez Niemców. Ci, którzy nie mieli tyle szczęścia zostali wywiezieni do lasu za miasto, gdzie hitlerowscy oprawcy mordowali ich z zimną krwią. Pochowani zostali w masowej mogile.
Sąsiedzi kapowali do Niemców
Przez trzy lata rodzina Kopciów wiele ryzykowała, zwłaszcza, że sąsiedzi często kapowali do Niemców o tym, że ukrywają Żydów. W końcu na kontrolę wysłano Polaka z posterunku niemieckiej policji. - Tego dnia upiekłam proziaki. Dym zaczął lecieć z blachy i otworzyłam drzwi. Wówczas krzyknęłam „rany Boskie!”. Mąż trzymał wtedy dziecko na kolanach, pytał co się dzieje? W domu były dwie żydowskie dziewczynki Sally i Mary. Czekały na śniadanie, bo w nocy ojciec je przyprowadził. Mąż wyszedł do sieni, przytrzymał drzwi, a dziewczynki przebiegły do stajni. Policjant je jednak widział przez szparę i zaczął krzyczeć. Szybko ugotowałam mu jaj, zrobiłam herbaty, dałam chleba z masłem. Gdy się najadał poszedł. Jeszcze przed wyjściem powiedział, żebyśmy uważali, bo ludzie donieśli i czeka nas bieda – wspomina pani Ania.
Sytuacji nerwowych i niebezpiecznych było wiele, zwłaszcza, że Niemcy stacjonowali niedaleko domu państwa Kopciów. Pani Ania niejednokrotnie musiała zmierzyć się ze strachem jaki jej towarzyszył podczas spotkania z żołnierzem armii niemieckiej. Gdy spostrzegł, że ma biżuterię zdzierał z niej co miała. Emocje wzięły górę, kiedy chciał zdjąć jej z palca obrączkę, lecz nie dał rady. Powiedział, że utnie jej palec. Roztrzęsiona ze strachu z całej siły ściągnęła go z dłoni, tak, że krew trysnęła. Innym razem również w ich domu mieli kolejną kontrolę. Wówczas szykowała paciarę zrobioną na wodzie i mące.
- Przyszedł i pytał się, co to jest. Powiedziałam mu, że budyń. Zjadł dopiero wtedy, gdy ja spróbowałam. Zobaczył nasze dzieci Jadźkę i Miecia. Wyciągnął fotografię swojej rodziny, na której była żona oraz jego pociechy i zaczął płakać – wspomina pani Anna. - Mówił, że przyjdzie jutro i czy mu dam mleka. Przyszedł z kolegą i długo zaglądali do naszego domu. W końcu powiedziałam, że zima niebawem a ja nie będę miała w co ubrać swoich dzieci. Przyniósł mi ten Niemiec wtedy onucki z flanelki. Zaraz uszyłam koszulki córce i synowi. Listy do rodzin pisali u mnie na stole. Ten Niemiec mówił, że jak skończy się wojna to przyjedzie po nas i zabierze nas do swojego domu, żebyśmy zobaczyli jak ich rodziny żyją w Niemczech. Nie spotkaliśmy się już później, bo zginęli podczas ciężkich walk w okolicy Szerzyn – dodaje.
Żydzi ukrywali się również w lesie. Jadzia, jako 2-letnia córka pani Anni często nosiła w koszyku dla nich jedzenie. Matka uczyła ją, że w razie zatrzymania przez żołnierzy niemieckich ma mówić, że niesie obiad tacie.
Bandyci zabili rodziców i syna
Po wojnie w czerwcu 1945 r. Abraham i jego syn Henry Kruegerowie wrócili do swojego domu. Zostali w nim w bestialski sposób zamordowani. W Sowinie mówi się, że ludzie mieli u nich długi. Nie chcieli ich spłacać, dlatego nasłali na nich bandytów. Matka Helena również zginęła na roli u państwa Gozdeckich. Z całej rodziny przeżyły ich córki. Sally i Mary jeszcze w czasie wojny pojechały za Polki na roboty do Niemiec. Nikt nie wiedział, że są Żydówkami. Tam Mary poznała Amerykanina, za którego wyszła i wyjechała z nim do USA. Edith, Sally, Jean i Thelma również wyjechały do Stanów Zjednoczonych. Wszystkie siostry spotkały się ponownie w 1947 r.
Spotkanie po latach
Minęło wiele lat po wojnie. Anna Kopeć w wieku 82 lat spotkała się z dziewczętami, które ukrywała w okresie okupacji dopiero w 2002 r.,w Stanach Zjednoczonych. Wszystko dzięki kuzynowi Kruegerów, który odszukał panią Annę w Polsce.
W 2003 r. Anna i Stanisław Kopciowie zostali odznaczeni medalem „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata” przyznanym przez Instytut Yad Vashem w Jerozolimie, w dowód uznania, że z narażeniem własnego życia ratowali Żydów prześladowanych w latach okupacji hitlerowskiej.
Ilona Dziedzic