Jak Jasło odradzało się z ruin
74 lat temu była zima mroźna i z dużą ilością śniegu. Ale nie to było problemem dla jaślan …
Najpierw była jesień i wyrok na miasto
fot. Jasielski dworzec kolejowy w 1945 r.
Od września 1944 r. do połowy stycznia 1945 r. Jasielskie znajdowało się na linii frontu. Jesienią 1944 r. władze niemieckie zdecydowały o wysiedleniu Jasła i większości okolicznych wsi. Gdy front zbliżył się na odległość około 8 kilometrów od miasta, 13 września 1944 r., na murach jego domów pojawiły się plakaty z zarządzeniem starosty Gentza nakazującym wszystkim mieszkańcom Jasła, aby do dnia 15 września 1944 r. do godziny 1800 pod karą śmierci opuścili miasto. W efekcie prawie 15 tysięcy ludzi zostało wygnanych do miejscowości na zachód od rzeki Wisłoki. Zabrali ze sobą jedynie niewielki bagaż, zaledwie tyle, ile zdołali unieść. Po opróżnieniu Jasła Niemcy przystąpili do grabieży pozostawionego mienia, tak miejskiego, jak i poszczególnych wysiedlonych mieszkańców. Łącznie wywieziono do Rzeszy 1002 wagony z rozmaitym dobrem. Po ograbieniu Jasła Niemcy przystąpili do ostatecznej likwidacji miasta. Zespoły sapersko - minerskie wysadzały i paliły budynek po budynku. Zniszczenia w obiektach budowlanych sięgnęły 97%, a straty w infrastrukturze przemysłowej na terenie miasta sięgnęły 92%. Okupanci zniszczyli całkowicie 29 zakładów pracy i wszystkie urządzenia użyteczności publicznej. Dorobek życia i pracy kilku pokoleń jaślan legł w gruzach, a miasto fizycznie przestało istnieć. To niewielkie podkarpackie miasteczko zostało potraktowane przez Niemców surowiej niż Warszawa i wszystkie inne miasta ówczesnej wojny.
Operacja jasielska
fot. Odgruzowywanie ruin Jasła na kartach albumu Jasło dawne, zniszczone, odbudowane, współczesne wydanego przez Stowarzyszenie Miłośników Jasła i Regionu Jasielskiego.
Dopiero rankiem 15 stycznia 1945 r., na całym froncie niemiecko - sowieckim zagrały „organy Stalina”. Katiusze dały znak do rozpoczęcia natarcia na pozycje niemieckie oddziałów 60. i 38. Armii Czerwonej, 1. Armii Gwardii z I i IV Frontu Ukraińskiego oraz pięciu pułków artylerii Czechosłowackiej Armii Ludowej. Do wieczora 15 I na głównym kierunku działań osiągnięto Osobnicę, Harklową, Skołyszyn oraz Żółków. W natarciu na lewej flance wkroczono do Osieka, a na południowej do Żmigrodu i Cieklina. Rankiem 16 stycznia po silnym ostrzale artylerii Rosjanie przystąpili do ataku na Jasło. Przed południem, około godziny 11, do zgliszcz i ruin miasta weszli żołnierze 76. Pierekopskiej Dywizji Artylerii Przeciwlotniczej dowodzonej przez płk Fiodora Bolbata (po latach otrzymał tytuł „Honorowego Obywatela Miasta Jasła”). Dużym wsparciem dla Rosjan byli artylerzyści 1. Czechosłowackiego Pułku Armijnego, którego pułki - 2, 4 i 5 - otrzymały później nazwę „jasielskich” (a w naszym mieście na placu Żwirki i Wigury w l. 1965-1992 stała haubico-armata Czechosłowackiej Armii Ludowej). Wycofujące się oddziały Wehrmachtu skierowały się w kierunku na Tuchów i Tarnów. . Ta trzydniowa ofensywa, zwana „operacją jasielską” w dniach 15 - 17 stycznia 1945 r. wyzwoliła cały region i rozpoczęła nowy okres wchodzenia w orbitę radzieckich wpływów politycznych i ustrojowych, które były konsekwencją sukcesów militarnych Armii Czerwonej i strategii ideologicznej Stalina.
fot. Ruiny przy ul. Kościuszki i ul. 3 Maja
Pierwsze powroty …
Po przejściu frontu, już 17 stycznia z wysiedlenia zaczęli ściągać mieszkańcy miasta. Wracali na rodzinną ziemię, do siebie. Duża ich część widząc, że nie mają do czego, przeniosła się w inne strony. Pozostali ci, którzy najbardziej uczuciowo związani byli ze swoim miastem. Zamieszkali w piwnicach i zaczęli nowe, ciężkie i pełne wyrzeczeń życie. Również 17 stycznia do ruin miasta dotarła z Rzeszowa tzw. „grupa operacyjna”. Przejęła ona Jasło w imieniu nowych władz polskich od sowieckiego komendanta wojskowego o nazwisku Sokołow. W świadomości jaślan data 17 stycznia zapisała się jako pierwszy w pełni „dzień wolności”, co również przeniosło się na nazwanie jednej z ulic właśnie 17 stycznia. Wśród ruin i gruzów powołano magistrat miejski. Już 20 stycznia 1945 r. burmistrzem został wybrany Stanisław Kuźniarski, a funkcję jego zastępcy kilkanaście dni później powierzono Władysławowi Mendysowi. Zarząd miejski miał swoją siedzibę w ruinach kamienicy Kuźniarskiego przy ulicy Asnyka 3. Magistrat rozpoczął swą działalność już 18 lutego 1945 r. Jeszcze wcześniej podjęło pracę starostwo jasielskie, na czele którego stanął Michał Sałustowicz. Siedzibą władz powiatowych był początkowo obiekt administracyjny rafinerii w Niegłowicach, a później pałacyk w Gorajowicach. Prowizoryczny spis z marca tego roku wykazał w mieście 365 mieszkańców, co świadczyło, że ludność mimo wszystko i wbrew wszystkiemu co się stało, powoli wracała. Mieszkańcy Ziemi Jasielskiej z pełną determinacją przystąpili do odbudowy, a w przypadku Jasła i Żmigrodu właściwie do usunięcia rumowiska i budowy wszystkiego na nowo. Zabrało im to kilkanaście, pełnych poświęcenia wyrzeczeń i ofiarności, lat. W samym Jaśle w latach 1945 – 1946 mieszkańcy usuwali gruzy i wywozili je w celu usypania nowych ulic poza centrum miasta.
fot. Ruiny ratusza w Jaśle
Kontrowersje wokół terminu „wyzwolenie”
Data wyparcia wojsk niemieckich i wkroczenia do Jasła wojsk sowieckich przez wiele lat była obchodzona jako oficjalna rocznica wyzwolenia miasta. Dziś jest wydarzeniem kontrowersyjnym, ocenianym różnie. Dla ludzi, którzy od 1939 r. zmagali się z niemieckim okupantem, jego wyparcie przez żołnierzy Armii Czerwonej wówczas z całą pewnością stanowiło wyzwolenie. Wtedy traktowali armię sowiecką jako sojusznika, nie mając pojęcia, co ich czeka. Mieli wielką nadzieję na powrót prawdziwej, tak oczekiwanej, wolności. Wyparcie Niemców w ich mniemaniu dawało nadzieję na przywrócenie normalności, na to, że będą mogli poczuć się bezpiecznie i u siebie. Jednak wkroczenie Armii Czerwonej na nasze ziemie wzbudzało niepokój wśród tych, którzy wiedzieli, co działo się na polskich kresach wschodnich od 1939 r. do czerwca 1941 r. Dla nich, a później dla coraz większej liczby osób, w połowie stycznia 1945 r. nie doszło do wyzwolenia, wręcz odwrotnie - do wkroczenia kolejnej armii zaborczej i rozpoczęcia się procesu zniewalania naszego narodu. Tym razem przez Sowietów. W kolejnych latach i dziesięcioleciach był to czas zależności Polski od Związku Radzieckiego, wprowadzonej wtedy, w styczniu 1945 r. na bagnetach żołnierzy sowieckich.
fot. ul. 3 Maja
Wspomnienia o tamtych dniach …
Ks. prof. Stanisław Jakubczak zanotował w pamiętniku takie zdania: „Jasło – piękne i schludne miasto, położone na Podkarpaciu w Małopolsce Zachodniej w zagłębiu naftowo – gazowym – nie istnieje. Leży w popiołach i gruzach.” Najlepszy obraz tych zniszczeń mieli ci, którzy okres wygnania spędzali najbliżej swojego dogorywającego miasta, z przerażeniem obserwujący akty tej zbrodni na ich bezbronnym grodzie m.in. ze wzgórz jareniowskich i krajowickich. Zanim jednak nie powrócili do ruin Jasła i sami na miejscu osobiście nie zobaczyli co się stało, nikt spośród nich nie był w stanie zdać sobie sprawy z rozmiaru i skali tragedii. Ci, którzy uratowali życie w okresie dotychczasowych działań wojny i okupacji, byli na tyle szczęśliwi, że niezwłocznie po przejściu frontu postanowili wrócić do swojego rodzinnego gniazda. Nie było to jednak zadaniem łatwym. Docierali w ogromnej większości z zachodu, na piechotę. Ze względu na zniszczenie mostów na Wisłoce przechodzili prowizoryczną kładką opartą na resztkach żelaznego mostu kolejowego. Zmierzających w stronę miasta powracających ogarniał coraz większy niepokój. Tak wspominał swój powrót Władysław Mendys: „Już w pierwszych krokach ogarnęło mnie jakieś zdziwienie, a następnie zaniepokojenie i lęk. (…) Obecnie wszystkie mijane budynki zniknęły, a na ich miejscu pozostały dymiące zgliszcza. W miarę dalszego posuwania się ulicą ogarniało mnie coraz większe przerażenie i groza. Wszystkie domy były wypalone bądź zburzone i w powietrzu unosił się swąd i czad po pożarze. Gdziekolwiek się człowiek nie zwrócił, wszędzie wzrok napotykał czarne, zwęglone zgliszcza i stosy gruzów. Zapuściłem się w stronę rynku, lecz ulice prowadzące do śródmieścia zawalone były wysokimi zwałami gruzu z wysadzonych w powietrze kamienic, w których tkwiły gdzieniegdzie dymiące się jeszcze belki. Uczucie grozy potęgowała upiorna cisza, przerywana tylko chrzęstem blach porozrywanych rynien i dachów. I nigdzie żywego człowieka. Całe miasto zmieniło się w jedno wielkie cmentarzysko”.
Przez kolejne dni i tygodnie jaślanie wracali. Z bardzo mieszanymi odczuciami. Dzięki opatrzności Bożej przeżyli, jednak po powrocie przeżyli szok, stracili wszystko co często było dorobkiem kilku pokoleń, ich samych i przodków. Istotna część spośród nich miała nawet problem z odszukaniem miejsca gdzie stał ich dom. Kiedy w końcu tam dotarli, sporo z nich widząc, że nie ostało się z ich dobytku nic, otarło łzy, i chcąc nie chcąc postanowiło, że nie mają wyjścia i muszą przenieść się w inne strony. Najtwardsi zdecydowali się zostać w zgliszczach tego wymarłego miasta. Można sobie dziś zadać pytanie: skąd mieli tyle samozaparcia i tyle siły? Za mieszkanie posłużyły im piwnice i wypalone pomieszczenia zniszczonych kamienic. Jak wspominał jeden z nich, Stanisław Peters: „W piątym dniu powrotu można już było spotkać ludzi, którzy oglądali swe zniszczone domostwa, brali się do naprawy tego, co jeszcze można było uratować. Nie odstraszała ich ciasnota, tragiczne warunki bytu. Skryli głęboko w sercu tragedię i powzięli twarde postanowienie odbudowy Jasła jeszcze piękniejszego, jeszcze foremniejszego, na przekór wszystkim Gentzom i całej złośliwej głupocie niemieckiej”.
Problemów z życiem w takich warunkach było co niemiara. Wspominał Marian Bernacki: „Na skutek straszliwej nędzy i fatalnych warunków higienicznych szerzyły się wśród pogorzelców choroby. Ja też chorowałem, leżałem w ociekającej wodą suterenie, a całym moim pożywieniem była odrobina ugotowanej, stęchłej mąki i mała ilość jakiegoś gorzkiego napoju. Tak żyli wszyscy moi bliscy i wszyscy jaślanie. Bardzo wielu wyjechało z Jasła do innych miejscowości na zawsze. Jednak kilkuset zdobyło się na bohaterstwo pozostania w ruinach miasta i wierni swemu miastu z miejsca rozpoczęli gigantyczny trud odbudowy”.
Wokół panowała ostra zima, a oni nie mieli prądu, gazu, wody, żywności, ubrań. W poszukiwaniu pożywienia udawali się pieszo do szeregu miejscowości regionu, jak wtedy mówiono „na żebry”, i określenie to nie znaczyło dokładnie tego z czym nam się obecnie kojarzy. Dobrzy ludzie, zdając sobie sprawę z nieszczęścia jaślan wspierali ich na miarę własnych, często też niewielkich, możliwości. Pierwszy sklep w „tamtym” Jaśle był zaopatrywany w ten sposób, że prowadzący go szli po towar do Krosna i wraz z nim wracali na piechotę do Jasła. Wyposażenie tych pierwszych, pofrontowych „mieszkań” było bardziej niż ubogie. Jak po latach ci dzielni mieszkańcy wspominali, niewielu spośród nich miało nawet prowizoryczne szafy i to także dlatego, że całość garderoby w większości mieli … na sobie. Powoli wysychały łzy, wracał optymizm, rodził się entuzjazm do wspólnego działania, do odbudowy. A brakowało wszystkiego: łopat, kilofów, taczek, nie mówiąc o innych, bardziej zmechanizowanych sprzętach i urządzeniach.
fot. Władysław Mendys
W takiej samej biedzie i niedostatku, ale z wiarą na lepsza przyszłość pod każdym względem, funkcjonowały również władze miejskie na czele z burmistrzem Stanisławem Kuźniarskim i wiceburmistrzem Władysławem Mendysem. Magistrat miał siedzibę w zniszczonym domu burmistrza, jego członkowie, z braku środków finansowych pracowali w pełni społecznie. Przez dłuższy czas nie mieli nawet biurka, pisali na starych zeszytach szkolnych. Ludzie sobie nawzajem pomagali, wspierali się, stanowili zgraną grupę bliskich sobie osób mających wspólny cel. Na miarę ówczesnych możliwości powoli „uruchamiano” różne dziedziny życia miasta: szkolnictwo, służbę zdrowia, administrację, urzędy i przemysł.
Winniśmy tym ludziom wielką wdzięczność …
Ówczesne społeczeństwo miasta wykorzystywało każdą wolną chwilę na odgruzowywanie, a później na pomoc przy odbudowie. I to mieszkańcy Jasła, którego miało nie być, okazali się jego nigdy niedocenionymi bohaterami. To właśnie oni sprawili, że odrodziło się jak Feniks z popiołów po tej straszliwej pożodze wojennej. To dzięki tym jaślanom, wbrew wszystkiemu to miasto ocalało, przetrwało i żyje nadal. A nie był to łatwy czas, wszak były to lata wchodzenia w orbitę radzieckich wpływów politycznych i ustrojowych, które były konsekwencją sukcesów militarnych Armii Czerwonej i strategii ideologicznej Stalina. Jaślanie jednoznacznie odrzucili możliwość nadania nazwy „Jasło” jednemu z miasteczek na ziemiach odzyskanych i przeniesienia się do niego, co sugerowały ówczesne władze centralne, z powodu zniszczeń w, jak to wówczas mówiono, „mieście śmierci”. Delegacja z Jasła udała się niezwłocznie do owych władz i dzięki swojej determinacji uzyskała zgodę na odbudowę. Jaślanie zakasali rękawy i na przestrzeni kolejnych miesięcy z ofiarnością i zaangażowaniem, często gołymi rękoma - bo brak było nawet łopat i kilofów - usuwali gruzy, remontowali zniszczone obiekty, a później budowali nowe. Nikt w tych pierwszych miesiącach nie pytał o wynagrodzenie, o zapłatę za tę pracę. Nie tylko dlatego, że początkowo żadnych pieniędzy na to po prostu nie było. Robili to dla siebie i dla swoich dzieci. W 1946 r. wojewoda rzeszowski zatwierdził statut Towarzystwa Popierania Odbudowy Jasła. Dzięki pomocy z zewnątrz i przede wszystkim własnej, ciężkiej pracy Mieszkańcy ruin dawnego Jasła stawiali niemal od podstaw swoje nowe miasto. Niezależnie od rządzących wtedy polityków i nowej ideologii. Dlatego dziś, Ci nieliczni z nich jeszcze żyjący, mają żal do wielu współczesnych ludzi, w tym historyków, którzy często wszelkie działania po 1944 - 1945 r. uogólniają i sprowadzają do ich zdaniem niesprawiedliwego jednego wspólnego mianownika oraz traktują jedną miarą jako dzieło „komuny”. My, dzisiejsi mieszkańcy winni jesteśmy im głęboki szacunek i wdzięczność za to co w tamtych trudnych czasach zrobili dla nas. Chyba czas najwyższy, by tych - w większości bezimiennych, grupowych bohaterów - upamiętnić, może nazwą ulicy, może skromną, symboliczną, tablicą w hołdzie i z wdzięczności za odbudowę naszego miasta. Przecież tak po prostu, po ludzku, jesteśmy im to winni. Zasłużyli się jak mało kto.
fot. ul. Kazimierza Wielkiego
Wiesław Hap – prezes Stowarzyszenia Miłośników Jasła i Regionu Jasielskiego
/Fotografie i fragmenty wspomnień pochodzą z archiwum i publikacji SMJiRJ/