Lekarz z zarzutami
Prokuratura Regionalna w Rzeszowie po dwóch latach prowadzonego śledztwa w sprawie śmierci 32-letniej Joanny z Jasła, która zmarła osiem dni po wyjściu z jasielskiego szpitala postawiła zarzuty kierownikowi oddziału chirurgii dr n. med. Szymonowi Niemcowi. Lekarz nie przyznał się do winy i złożył wyjaśnienia w tej sprawie.
Wracamy do tajemniczej śmierci sprzed dwóch lat, kiedy 32-letnia Joanna Paszyńska z Jasła umarła 8 grudnia 2017 r. w domu po ośmiu dniach od wypisania ze szpitala, a po piętnastu od wykonanego zabiegu wycięcia woreczka żółciowego. Kobieta zgłosiła się do planowego zabiegu 22 listopada, bo jak podkreślał jej mąż, chciała pozbyć się dolegliwości związanych z kamicą pęcherzyka żółciowego. Była w pełni sił, z dobrymi wynikami badań morfologii. Następnego dnia trafiła na stół operacyjny. Zabieg był wykonywany metodą laparoskopową, jednak ze względu na trudności anatomiczne dokonano zamiany na tradycyjne cięcie. Pani Joanna po tygodniu pobytu w szpitalu została wypisana 1 grudnia 2017 r. do domu. Jej rodzina była zszokowana, że kobiecie z bardzo złymi wynikami morfologii oraz ze zwiększoną ilością płynów w brzuchu pozwolono opuścić lecznicę. Po ośmiu dniach kobieta nagle umiera w domu. - 32-letnia rozsądna osoba pracująca w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych w Jaśle, źle się czuje po wypisaniu ze szpitala 8 dni i ona nie zgłasza się do lekarza? Jak to należy tłumaczyć, że stan się jej pogarsza i czeka na śmierć? Ja podjąłem decyzję o jej wypisaniu ze szpitala bez jej oporu i za jej akceptacją. Pacjentka czuła się dobrze, aż tu nagle po ośmiu dniach doszło do nagłego zgonu, prawie szesnaście dni od zabiegu operacyjnego. Wszystko wydaje się bardzo dziwne. Kiedy się o tym dowiedziałem, od razu zadzwoniłem do lekarza stwierdzającego zgon, aby nie wydawał karty zgonu tylko wnioskował o przeprowadzenie sekcji prokuratorskiej, ponieważ wszystko bardzo mi się nie podobało. Skoro ta kobieta czuła się źle przez tyle dni to co robiła rodzina, mąż wychodzi do pracy, a matka robi jej kanapki i zostawia ją samą w domu, w dniu kiedy umiera? - pyta zaskoczony okolicznościami śmierci dr n. med. Szymon Niemiec, kierownik Oddziału Chirurgii Ogólnej i Onkologicznej Szpitala Specjalistycznego w Jaśle.
Według zaleceń lekarskich pani Joanna miała się zgłosić do kontroli w Poradni Chirurgicznej. Wizytę miała umówioną na 15 grudnia, niestety nie doczekała się. Zmarła 8 grudnia w domu. - W piątek rano pożegnaliśmy się i ja poszedłem do pracy. Do Joasi przyszła jej mama, która była z nią do 11.40. Ja wróciłem o 14.00. Wchodząc do domu rozmawiałem ze szwagrem. Zobaczyłem Asię leżącą w łóżku jakby spała. Zauważyłem, że ma sine usta. Krzyknąłem do szwagra, że umiera i żeby zadzwonił po karetkę. W tym czasie zacząłem ją reanimować aż do przyjazdu karetki pogotowia. Kiedy podjąłem resuscytację czułem się, jakbym dmuchał w balon napełniony wodą. Wdmuchując w nią powietrze słyszałem bulgotanie. Przy czwartym bądź piątym cyklu żółć z krwią o smaku metalu wpłynęła do moich ust - mówił kilka dni po śmierci mąż pani Joanny.
Śledztwo jest w toku
Sprawa trafiła do jasielskiej prokuratury na wniosek rodziny, która złożyła zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. 9 grudnia odbyła się prokuratorska sekcja zwłok, która ostatecznie nie wykazała bezpośredniej przyczyny śmierci kobiety, natomiast w jamie otrzewnowej stwierdzono zaleganie około dwóch litrów płynu. Śledczy nie zdecydowali się wysłać ciała do powtórnego wykonania sekcji zwłok przez zakład medycyny sądowej, a jedynie pobrali wycinki narządów wewnętrznych 32-latki, które przesłano do Krakowa celem przeprowadzenia ekspertyzy. Ostatecznie śledztwo przejęła Prokuratura Rejonowa w Rzeszowie, która zajmuje się prowadzeniem postępowań dotyczących błędów medycznych. Od 11 grudnia 2017 r. do 25 kwietnia 2018 r. przesłuchanych w sprawie śmierci Joanny Paszyńskiej zostało 61 świadków. - Po tych czynnościach zasięgnięto opinii Śląskiego Centrum Medycyny Sądowej w Bytomiu, która została przedstawiona prokuraturze 21 marca 2019 r. - poinformował prokurator Mariusz Chudzik, rzecznik prasowy Prokuratury Regionalnej w Rzeszowie. Na pytanie, co wykazały wyniki badań wycinków narządów 32-latki nie udzielono odpowiedzi, jak zaznaczył rzecznik prasowy prokuratury – z uwagi na tajemnicę medyczną, a także dobro śledztwa.
Prokuratura postawiła dwa zarzuty dr n. med. Szymonowi Niemcowi. Jeden dotyczący nieumyślnego spowodowania śmierci, drugi zaś za narażenie pacjentki na niebezpieczeństwo. - Podejrzany był przesłuchiwany dwukrotnie. Nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu i złożył wnioski dowodowe – dodaje M. Chudzik. Co o tej sprawie mówi podejrzany? - 32-letnia kobieta zmarła końcem 2017 r., a dopiero niedawno zostałem przesłuchany w ej sprawie. Prokuratura postawiła mi zarzuty z automatu, ponieważ jestem kierownikiem oddziału, mimo iż jej nie operowałem, nie kwalifikowałem i nota bene nie było mnie w czasie przeprowadzanego zabiegu w pracy. Podczas przesłuchania złożyłem wyjaśnienia, zadałem również ponad dwadzieścia pytań budzących moją wątpliwość co do przyczyny zgonu. Zawnioskowałem także o dalsze przesłuchanie świadków do czego prokuratura się przychyliła – wyjaśnia Sz. Niemiec. - W czasie sekcji prokuratorskiej nie stwierdzono przyczyny zgonu związanej z przebytą operacją. Nie było objawów ropnego zapalenia otrzewnej, ropni międzypętlowych, nie stwierdzono uszkodzenia dróg żółciowych, natomiast stwierdzono dwa litry przesiękowego jasnego płynu w jamie otrzewnej (z tym płynem została wypisana do domu), ponieważ według wiedzy chirurgicznej on się samoistnie w czasie wchłania. Uważam, że zasadne było w tej niejasne sytuacji zabezpieczyć zwłoki do dalszych badań w zakładzie medycyny sądowej w Lublinie, Rzeszowie czy Krakowie z prośbą o drugą opinie, albo o powtórzenie sekcji. Wykonać cały panel badań toksykologicznych oraz histopatologicznych z narządów. Wielu pacjentów wypisanych z oddziału, którzy źle się czują zgłaszają się natychmiast ponownie do szpitala tego samego dnia wieczorem na Szpitalny Oddział Ratunkowy i to jest właściwe zachowanie w takich sytuacjach – dodaje lekarz.
Do sprawy wrócimy.
Ilona Dziedzic