Przez alkohol stracili wszystko
Historia mężczyzn mieszkających w schronisku dla bezdomnych w Jaśle jest bardzo przygnębiająca. Większość osób, które do niego trafiają ma poważne problemy alkoholowe. Byli kiedyś kimś, dzisiaj są na dnie. Wielu próbuje się dźwignąć ze swojego upadku i wyjść z bezdomności. Jednym się udaje, innym przychodzi to znacznie trudniej.
Trudne sprawy
W Rzeszowskim Schronisku Pomocy im. św. Brata Alberta, Filia w Jaśle przebywa obecnie trzydziestu mężczyzn, którzy z różnych powodów stali się osobami bezdomnymi. Są to ludzie ciężko doświadczeni przez los. Większość z nich nie radzi sobie z nałogiem alkoholowym. Tracą mieszkania, a rodziny nie chcą wziąć ich pod swój dach. To również ludzie, którzy stracili swoje domy w wyniku eksmisji – trudni ludzie, jak podkreśla kierownik schroniska Wiesław Sikora. Często agresywni nie mogą pogodzić się z decyzją o usunięciu ich z własnych mieszkań. Wyrzuceni na bruk trafiają tutaj. Choć nie zawsze do niego przyjmowani, bo w jasielskim schronisku panuje rygor i dyscyplina. Osoby pod wpływem alkoholu bądź agresywne, stwarzające zagrożenie dla pozostałych osób nie mają do niego wstępu.
- W naszym schronisku od lat mieszkają te same osoby, ale są również tacy, co przychodzą i po niedługim pobycie odchodzą, bo tutaj jest zakaz spożywania alkoholu. Jak jeden z drugim wytrzyma dwa dni, to na trzeci muszą się już napić. Później jest problem, bo nie zostają wpuszczani ze względu na to, że są agresywni. Trafiają do nas również osoby eksmitowane, które straciły mieszkania. Jak jeden z nich chciał zabić matkę nożem, to jak się będzie zachowywał pod wpływem alkoholu? Muszę monitorować takich ludzi – zaznacza kierownik schroniska Wiesław Sikora.
Do schroniska trafiają zazwyczaj mężczyźni z Jasła i okolic. Nie mają gdzie mieszkać, więc to miejsce zapewnia im schronienie zwłaszcza w okresie zimowym. Koledzy na dłuższą metę nie chcą trzymać takich osób bez dochodów lub zadłużonych po uszy. Jeden z mieszkańców schroniska, który posiada wykształcenie wyższe, jest inżynierem budownictwa. Niestety sięgnął po alkohol a to wystarczyło, by wylądować na dnie. - To jest cienka linia, bo ktoś jak pije to nie wie, czy kiedyś nie znajdzie się w schronisku – podkreśla W. Sikora. Są również osoby chore, po wylewach. Choć rodzina wzięła do siebie jednego pana po wylewie i zawale to nie zagrzał on u nich długo miejsca. - Mężczyzna został zabrany na chwilę do rodzinnego domu, ale że nie miał dochodów to go ponownie do nas przywieźli. Dawniej rodzina była bardziej scalona. Potrafili pomóc jeden drugiemu – dodaje kierownik schroniska.
Pracują na chleb
Nie dostają nic za darmo. Na wszystko muszą sobie zapracować w hurtowniach, sklepach, u osób prywatnych. Koszą trawę, wykonują drobne prace porządkowe i remontowe. Chodzą na rozładunki żywności z PCK oraz PKP. Na zimę dostali 6 worków ziemniaków za pomoc przy ich zbieraniu. Razem wyszło 3 tony. Podobnie z chlebem. Ten otrzymują od 15 lat z jednej z jasielskich piekarni w zamian za pomoc w sprzątaniu. Mieszkańcy schroniska udzielają się w nim także społecznie. Jedni pracują w pralni, inni w kuchni.
Chcą wyjść z bezdomności
W ubiegłym roku z bezdomności wyszło 14 osób. Szukają sobie pracy i mieszkań, chcą zacząć wszystko od nowa. Jednak są też tacy, którzy chcą, a nie mają na to najmniejszych szans, gdyż są zadłużeni alimentacyjnie. Nie utrzymają się i nie wyżywią. - W tamtym roku z bezdomności wyszedł również ojciec z synem. Nie mieli gdzie mieszkać, bo matka wyjechała za granicę i sprzedała mieszkanie. Był u nas pan z eksmisji. Umarła mu konkubina a dzieci nie chciały ojca wziąć pod swój dach. Pomieszkał u nas chwilę, ale wynajął sobie mieszkanie. Wyprowadził się – opowiada pan Wiesław. - Są też takie osoby, które nie pójdą do pracy za 1200 zł lub co mają obciążenia komornicze. Nie chce pracować, bo się nie utrzyma. Zarobi 1500 zł, z czego zostanie mu 500 zł. Za te pieniądze nie ma szans się wyżywić i opłacić mieszkanie. Jeśli taka sytuacja będzie to nikt nie wyjdzie z bezdomności – dodaje.
„Lubię swoją pracę”
Pan Wiesław Sikora jest kierownikiem schroniska dla bezdomnych mężczyzn od piętnastu lat. Choć w tej pracy nie zarabia się wielkich pieniędzy, poświęca się jej kosztem życia prywatnego. Przyjeżdża do schroniska w poniedziałek a pracę kończy w piątek. Pochodzi z Głogowa Małopolskiego. Jak sam podkreśla lubi to co robi, pomimo tego, że musi się nieraz zmierzyć z różnymi trudnymi sytuacjami. - Przyjechałem po to żeby pracować w takim miejscu. Cieszę się, gdy wychodzą z bezdomności, gdy uratujemy komuś życie lub po prostu się uśmiechają.Są osoby z Jasła i okolic, które śpią po rożnych melinach. W czasie mrozów jeździmy ze służbami i ich szukamy, bo dzięki temu możemy komuś pomóc. Zdarzało się, że przyjechaliśmy i znaleźliśmy jedną osobę, która nie wróciła na noc do schroniska. Znaleźliśmy go, jak leżał głowa w śniegu i zamarzł – opowiada kierownik schroniska.
Przygotowani do zimy?
Obecnie w schronisku przebywa 30 mężczyzn. W poprzednich latach zdarzało się, że podczas zimy w placówce mieszkało nawet 48 osób. Nie starczało miejsc w pokojach, więc nocowali w sali oratoryjnej. - Gdyby była ostra zima przyjmiemy więcej osób, ale schronisko przygotowane jest na maksimum 40 osób.
Na terenie schroniska panuje zakaz picia alkoholu. Osoby, które nie będą go przestrzegać nie zostaną wpuszczone na teren placówki.
Ilona Dziedzic