Zabytkowe organy z kościoła w Sławęcinie odzyskały dawną świetność
Sławęcin to mała wieś w gminie Skołyszyn. Życie lokalnej społeczności, jak zwykle bywa w takich miejscowościach, skoncentrowane jest w znacznej mierze wokół tamtejszej parafii i drewnianego kościoła pw. św. Katarzyny. Tradycja, wspólna historia i świadomość przynależności do owej społeczności mają dla mieszkańców Sławęcina niebagatelne znaczenie. Nic więc dziwnego, że kiedy pojawiła się koncepcja odrestaurowania zabytkowych organów Jana Śliwińskiego, znajdujących się w tamtejszej świątyni, mieszkańcy zareagowali na nią entuzjastycznie. Instrument pamiętający czasy zaborów odzyskał dawną świetność, dzięki czemu gra na nim przez kolejne dekady stanowić będzie nieodłączny element każdej liturgii.
Drewniany kościół w Sławęcinie pod wezwaniem św. Katarzyny został wzniesiony pod koniec XVIII w. Położona w urokliwym miejscu świątynia, jest obiektem o budowie zrębowej. Zachwyca ona wnętrzem, w którym ściany i stropy pokryte są iluzjonistyczną polichromią z końca XIX w. Najcenniejszym elementem wyposażenia świątyni, o którym trudno nie wspomnieć jest obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem, w typie Hodegetrii małopolskiej, z połowy XV wieku.
Na uwagę zasługuje również inny cenny zabytek, znajdujący sie w kościele. Są nim zabytkowe organy, które wyszły spod ręki lwowskiego organmistrza Jana Śliwińskiego. W sławęcińskiej świątyni pojawiły się w ostatniej dekadzie XIX w. Świadczą o tym napisy na piszczałkach. Najstarszym elementem jest w tym przypadku jeden z głosów pikowych, który według sygnatur powstał w 1890 r. Pozostałe pochodzą z 1891 r. W świątyni zostały złożone w sierpniu 1891 r. Jak łatwo policzyć, już od ponad stu lat, grą na tym unikatowym instrumencie, organiści uświetniają każdą liturgię. Nic więc dziwnego, że upływ czasu sprawił, iż koniecznym okazało się przeprowadzenie ich renowacji. Środki finansowe na jej przeprowadzenie pozyskano w ramach dofinansowania z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, dotacji z budżetu państwa oraz w ramach zbiórki (wkład własny).
Dawną świetność dziesięciogłosowym organom (osiem głosów manualnych i dwa głosy w pedale) przywrócił Marek Gąsior, specjalizujący się w intonacji organów. Renowacji poświęcił niemal rok. Poszczególne prace realizowane były etapowo, począwszy od miecha i wiatrownic, przez renowację piszczałek, na przywiezieniu organów do kościoła i ich zamontowaniu kończąc. Najbardziej wymagająca okazała się renowacja samych piszczałek. – Ogromnym problemem było uratowanie cynowych piszczałek. Były one przemalowane lakierami oraz srebrną farbą. Pozbycie się warstwy tych właśnie substancji było bardzo trudne, przy jednoczesnym zachowaniu struktury samej cyny, która jest miękkim stopem. Ostatecznie udało się je uratować, choć wymagało to poświęcenia nieco większej ilości czasu, niż planowano – wyjaśnia Marek Gąsior, który renowacją organów zajmuje się od kilkunastu lat.
W kiepskiej kondycji były również korpusy piszczałek od wewnętrznej strony. Przyczyną takiego stanu rzeczy było przede wszystkim niefachowe strojenie oraz drobne pęknięcia. Nastrojenie takiego instrumentu był w zasadzie niemożliwe. Konieczne stało się więc odbudowanie wspomnianych korpusów, wlutowanie nowych elementów oraz zacięcie nowych stroików. Obawy związane ze stanem drewna na szczęście nie znalazły pokrycia w stanie faktycznym. Okazało się bowiem, że jest ono w przyzwoitym stanie.
W samych superlatywach o efektach pracy Marka Gąsiora mówił prof. Julian Gembalski, wirtuoz organów, który w sierpniu, podczas specjalnego koncertu, miał okazję wydobyć z instrumentu cały jego potencjał. – Najistotniejsze jest to, że pan Marek Gąsior przeprowadził renowację zachowawczą organów Jana Śliwińskiego. Oznacza to, że nie zmieniał niczego w tym instrumencie, uszanował to, że Śliwiński był wielkim organmistrzem i trzeba przywrócić brzmienie organów. Zrobił to znakomicie. Uważam, że odpowiadają one kryteriom instrumentów budowanych w XIX wieku, które wówczas odpowiadały estetyce romantycznej – przekonuje prof. Gembalski.
MD