Korzystając z portalu Jaslo4u.pl wyrażasz zgodę na użytkowanie mechanizmu plików cookie. Mechanizm ten ma na celu zapewnienie prawidłowego funkcjonowania portalu Jaslo4u.pl. Korzystając ze strony akceptujesz Politykę Prywatności portalu Jasło4u.pl
Jaslo4u.pl - Jasielski portal informacyjny
Jaslo4u.pl - Jasło dla Ciebie

Beskid Niski - 4 dni poza światem

0

 Tu mnie jeszcze nie było... Podczas kolejnego długiego, czterodniowego weekendu postanowiłem zwiedzić, zupełnie niesprawiedliwie, zaniedbane przeze mnie tereny, tj. Beskid Niski - Łemkowszczyznę. Poczytałem trochę w sieci o tych terenach (m.in.: bikeBoard.pl), co warto tam zobaczyć, kupiłem dwie mapy i pojechałem ;) Jak już wspomniałem o mapach, to uszczegółowię troszkę temat. Otóż, chyba się w tych terenach coś niedawno zmieniło, bo mapa datowana na 2004 rok okazała się być nieaktualna - szlaki zaznaczone na mapie w rzeczywistości nie istnieją, ale za to są szlaki, których na mapie próżno szukać. Mimo to chyba warto polecić to wydawnictwo, tylko może nieco świeższe - Mapa topograficzno-turystyczna Beskid Niski Część zachodnia oraz Część wschodnia Wojskowych Zakładów Topograficznych, skala 1:50 000.

Na nocleg, dość przypadkowo, wybraliśmy Krempną. Mimo, że przypadkiem, to jednak wybór chyba najlepszy z możliwych, gdyż Krempna okazała się być bardzo dobrą bazą wypadową na jednodniowe wycieczki po najciekawszych zakątkach Magurskiego Parku Narodowego.


Dzień I

Pierwszy dzień zaczęliśmy dość ostro. Przejechaliśmy 70 km w dość trudnym górskim terenie gubiąc się nieco właśnie z powodu map. Pojechaliśmy szlakiem wielu cerkwi i licznych rzek przecinających naszą drogę. Najpierw asfaltem do Świątkowej Małej (cerkiew), potem na moment do Świątkowej Wielkiej, gdzie mieliśmy okazję zobaczyć cerkiew wewnątrz oraz, co to znaczy prawdziwy szlaban założony korowodowi ślubnemu. Szlaban nie do przejścia, nie to co sznurek stosowany w miastach czy na osiedlach. Dalej udaliśmy się przez Rozstajne do Nieznajowej, gdzie skończyła się droga asfaltowa i zaczęło walczenie z rzeczkami i kamieniami. We wsi Długie na nasze szczęście natrafiliśmy na coś na kształt schroniska, gdzie kupiliśmy jakieś papu i oczywiście wlali w siebie browar ;) Oczywiście schroniska na mapie nie ma...Zgodnie z planem dotarliśmy jeszcze do Radocyny i to już był koniec. Dalej gubienie się i improwizacja. Zamiast wygodnym i szybkim żółtym szlakiem do Koniecznej, dojechaliśmy tam po długiej walce przez chaszcze rzadko uczęszczanego zarośniętego szlaku granicznego. W końcu się udało. Odwiedziliśmy kolejno 4 cerkwie - w Koniecznej, Zdyni, Gładyszowie oraz Krzywej. Plan powrotu miał być przez Wołowiec, ale dzień się już chylił, bo w końcu zaczęliśmy trasę około 14-tej po przyjeździe i zakwaterowaniu się w Krempnej. Tak więc, skróciliśmy drogę powrotną jadąc znów przez Długie i Świątkową. To był dzień ;)


Dzień II

Drugi dzień był zdecydowanie lżejszy. Przeskoczyliśmy przez wiszący mostek do Huty Krempskiej, dalej do wsi Żydowskie i Ciechani. Tu, dla zachowania tradycji, znów pogubiliśmy właściwą drogę, gdyż planowo chcieliśmy jechać szlakiem niebieskim, ale okazało się, że nie ma go już w terenie. Dotarliśmy do granicy, ale tym razem postanowiliśmy nie jechać granicznym szlakiem, żeby znów się nie zakopać w gąszczu nieprzetartego szlaku. Wróciliśmy z powrotem i na szczęście spotkaliśmy dobrze poinformowanych turystów, którzy mniej lub bardziej trafnie, ale najważniejsze, że skutecznie pokazali nam jak pojechać ścieżką, która kiedyś była szlakiem niebieskim. W ten sposób mimo zakazu przedostaliśmy się zapomnianą wąską ścieżynką do Huty Polańskiej, jadąc wzdłuż słupów, na których już żadne kable nie wiszą, bo wieś Ciachania to tylko punkt na mapie - pozostałość po kiedyś prawdziwej wiosce łemkowskiej. Zresztą to nie jedyny taki przypadek - podobnych miejsc, gdzie kiedyś było życie jest wiele. Teraz tylko ruiny, albo malutkie cmentarze pozostały... W Hucie Polańskiej znów historia się powtarza - jest całkiem miłe schronisko, gdzie podają piwo pożyczone od syna gospodyni i do tego świetne domowe pierogi, a mapa nic o tym nie mówi ;) Ponieważ do Krempnej mamy już niedaleko, pozwalamy sobie usiąść pod sklepem w Polanach, pijemy kolejne piwko i rozmawiamy sporo czasu z sympatycznym tubylcem, który wszystkich zna i cokolwiek fajnie opowiada. Po 46 km zamykamy pętelkę w Krempnej.


Dzień III

Dzień trzeci to, ze względu na deszcz, jeszcze krótsza traska. Od rana pada, więc pakujemy się do auta i jedziemy bez rowerów do Dukli. Zwiedzamy kościół, przed którym stoi pomnik św. Jana z Dukli oraz Papieża JP II. Jedziemy też do samotni św. Jana (w sumie trafiamy tam dość przypadkowo, bo oznakowania kierującego na to miejsce nie udało nam się znaleźć). Wracamy do Krempnej, a ponieważ pogoda daje nadzieję na rowerowanie, więc wsiadamy na bicykle i robimy trasę do Myscowej (cerkiew), dalej przez kolejny wiszący mostek do Woli. Dzień bez piwa to dzień stracony, więc korzystamy ze stolików przy jednym z otwartych po drodze sklepów ;) Nieco weselsi prujemy do Desznicy i Jaworza. Robimy małe kółko wokół góry Kolanin i docieramy do czerwonego szlaku, który jest zarówno w terenie jak i na mapie - sukces! ;-) Ma nawet swoją nazwę - "Główny Szlak Wschodniobeskidzki". Po tym dość krótkim kawałku w błocie trudnym do przejechania docieramy do drogi. Zwiedzamy pamiątkowe miejsce masowych egzekucji ludzi różnych wyznań, a następnie szybko, bo z górki wracamy do Krempnej. Na miejscu okazuje się, że właśnie kończy się etap rajdu rowerowego "TransCarpatia", który rozpoczął się w Bieszczadach, a zakończy się za kilka dni w Wiśle - naszych okolicach. Rowerzystów cała masa, a my wraz z nimi idziemy wieczorkiem do tutejszego "centrum" rozrywki, gdzie... no wiadomo co - pijemy browca przed snem ;) Traska rowerowa liczyła 36 km.


Dzień IV

Ostatni dzień to czas na pakowanie i wyjazd. Ale nie mamy zamiaru oddać go bez walki. Mimo, że pogoda nienajciekawsza, to jednak mamy w planie jeszcze Jaśliski Park Krajobrazowy. Wyjeżdżamy więc z Krempnej i udajemy się autem do Jaślisk. Nieco siąpi... mimo to wyciągamy rowerki i jedziemy do Woli Niżnej, a następnie Woli Wyżnej. Tu kończy się asfalt i dalej prowadzi dość sympatyczna ścieżka przez las do Jasiela. Jesteśmy w rezerwacie Źródliska Jasiołki. Tu udaje nam się spotkać orła (na zdjęciu), a dzikość terenów po prostu nas zachwyca. Niestety, nad szczytami pogoda wygląda źle, więc decydujemy nie wspinać się, jak to mieliśmy w planie, na grzbiet do szlaku granicznego. Zamiast tego zakręcamy do wsi Moszczaniec, skąd główną drogą wracamy do Jaślisk.


Tym sposobem kończymy nasz 4-ro dniowy badawczy pobyt w Beskidzie Niskim. I stwierdzamy, że tereny są piękne, dzikie, a jednocześnie nieoblegane jeszcze tak mocno przez turystów, jak już dzieje się to w Bieszczadach. Cóż, te blisko 200 km przejechanych rowerem tu i tam, pozostawia w nas bardzo miłe wspomnienia - począwszy od sympatycznego właściciela pensjonatu, od którego na odchodne dostaliśmy butelkę szampana, a skończywszy na urokach przyrody i pięknych licznych tu cerkwiach.

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Grabowski [przejdź do strony]

źródło: MaguraBike.com


 

Napisany dnia: 18.11.2006, 09:36

Komentarze Czytelników:

Dodaj komentarz Widok:
Dodaj komentarz
Piszesz jako:

Serwis Jaslo4u.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść powyższych komentarzy. Redakcja zastrzega sobie prawo usuwania i redagowania komentarzy niezwiązanych z tematem, zawierających wulgaryzmy, reklamy i obrażających osoby trzecie. Użytkownik ponosi odpowiedzialność za treść komentarzy zgodnie z Polskim Prawem i normami obyczajowymi. Pełne zasady komentowania dostępne na stronie: Regulamin komentarzy

Panel Logowania

Wiesz coś ciekawego? Poinformuj nas o tym!
Wiesz coś, o czym my nie wiemy?
Chcesz podzielić się z nami informacjami?
Napisz do Redakcji lub wypełnij poniższy formularz.
Treść (wymagana):
Kontakt (opcjonalnie):
Kontakt z redakcją:

Mailowo: [email protected]
Telefonicznie: 508 772 657