Żyła złota czy rubaszny nielot – o Piotrze, który pozbawił nas medalu
Dupka na buty, garbik, fajeczka i… nie poleciało. Najbardziej medialny polski skoczek ostatnich kilkunastu miesięcy utknął w progu w locie po medal. Czy zaszkodziły mu smaczne, kruche i dobrze wypieczone paluszki beskidzkie, które z nieskrywaną radością testował w reklamie? – zastanawiali się poniektórzy fani skoków narciarskich wyraźnie zawiedzeni pierwszą próbą Piotra Żyły podczas drużynowego konkursu olimpijskiego w Soczi. Skoku, który zdaniem wielu Polaków pozbawił nas miejsca na podium.
Sympatyczny „Wiewiór” tamtego popołudnia nie zaserwował telewidzom swego niepodrabialnego rechotu – zabrakło też osobliwego powiedzenia, o które tak często wręcz prosił go z pewnością nieszczęsny w ów dzień dziennikarz o wdzięcznym imieniu Sebastian. Trudno się dziwić, gdyż tym razem garbik nie pomógł, no… może potem fajeczka.
Nie wszystko złoto, co się świeci
Piotrka poniekąd skrzywdzili dziennikarze. Swojskość, naturalność, autentyczność skoczka z Wisły została przez nich wykorzystana do bawienia gawiedzi. Podchwycili jego historyjki i z fascynacją dziecka, które po raz pierwszy usłyszało brzydkie słowo i wciąż chce się nim sycić co chwila nalegali, by znów „to” powiedział. Mimo, iż kawały zawodnika nie były pierwszego rzędu – wszak Piotr Piotrowi nierówny i Żyła nie okazał się żartownisiem na miarę Bałtroczyka – skutek został osiągnięty i popularność sportowca w momencie przekroczyła ramy jego dotychczasowej działalności. O fenomenie nagłego zainteresowania osobowością Żyły najlepiej świadczy czas, w jakim zainspirował on twórców kabaretowych – w odniesieniu chociażby do naszych piłkarzy, którzy na skecz o swoich podbojach musieli czekać aż do powrotu z mundialu w Korei i Japonii wynik Piotrka, któremu jedynie parokrotnie „wypsnęło” się kilka słów za dużo wydaje się imponujący. Jednak wielu spośród tych, których początkowo nawet ujęła naturalność bądź co bądź sympatycznego chłopaka szybko zaczęła męczyć nachalność, z jaką zaczęto promować jego specyficzne gawędy. Skoczek mimo, iż na pierwszy rzut oka wydawał się podchodzić do całego zamieszania wokół jego osoby bez widocznego podniecenia wykorzystywał swoje medialne 5 minut i coraz to wyższymi „odlotami” zjednywał sobie kolejnych sympatyków suchych żartów. I dopóki szły one w parze z odlotami stricte sportowymi – bo przecież nie należy zapominać, iż Żyła w zeszłym sezonie momentami naprawdę błyszczał – dopóty trudno było się go przyczepić, bo głupotę nadrabiał osiągnięciami w swym fachu. Celebryckie zapędy rekompensował dalekimi lotami – wilk był syty, i owca cała. Jednak gdy gwiazda w jakieś dziedzinie przygasa to samo jej „bycie” w mediach poniekąd traci rację bytu, chyba, że faktycznie ma ona coś interesującego do zaprezentowania. Piotrek niczym, oprócz skakania, dotychczas nie błysnął – mimo to dał się wciągnąć w reklamę i chrupaniem paluszków na telewizyjnej antenie dla rzesz kibiców marzących o medalu olimpijskim w drużynie zapracował na to, by stać się „winnym”. Za porażkę najlepiej obarczyć przecież tego, komu coś można zarzucić – znalezienie "haka" na Piotra nie było rzeczą trudną.
Żyła może być złota
Swobodę, z jaką osiągał czołowe lokaty w zeszłorocznych zawodach Pucharu Świata zagubił gdzieś podczas międzysezonowej przerwy. Nie mnie oceniać, w czym tkwi przyczyna obniżenia lotów Żyły – czy w paluszkach beskidzkich, czy może rozstaniu się z dilerem, którego mieszanki pozwalały mu każdy podmuch wiatru obrócić na swoją korzyść i w dodatku rozweselać masy. Osobiście wierzę, że garbik i fajeczka jeszcze ukażą swą moc i Żyła wróci do „żywych”, choć nie ukrywam wolałbym, żeby receptę na dalekie skakanie zostawił już dla siebie. Smutno byłoby, gdyby głód sportowej walki przegrał w nim z apetytem na bycie idolem odbiorców medialnych treści najniższych lotów. A przecież stać go na najwyższe w tym, co potrafi najlepiej. Nie jestem z tych, którzy uważają, że Piotrek odpuścił i spadek jego formy wynika z zachłyśnięcia się możliwościami, jakie otworzyły się przed nim w branżach zgoła odległych od skoków. Nie od dziś wiadomo jednak, że w sporcie najwięcej osiągają ci, którzy potrafią poświęcić się swojej pracy w 200 procentach. Tak więc Piotrze, nie bądź pan żyła – czekamy na lotniczy „come back”, wszak sport, to najlepsza dla ciebie inwestycja.
Jakub Hap