Problem z podróbkami
Zamiast do domów dziecka trafią do pieca. A szkoda! Nowe buty i odzież, podróbki renomowanych firm, które celnicy skrupulatnie odbierali przemytnikom - zostaną spalone.
Stanie się tak, bo firmy do których należą znaki towarowe, postawiły niewykonalny warunek: rzeczy mogą być przekazane, ale trzeba z nich na trwałe usunąć wszystko, co związane z ich wizerunkiem. A nie da się, niestety, tego zrobić - bez uszkodzenia towaru.
W magazynach przemyskiej Izby Celnej jest kilka tysięcy sztuk odzieży, butów, czapek i innych ubrań. Wszystkie nowe. I wszystkie podróbki mniej i bardziej znanych marek. Część tych rzeczy chciał zawieźć do ukraińskich domów dziecka Marek Cynkar z dziennikarskiej Fundacji Partnerstwo na Rzecz Demokracji. Usłyszał jednak, że to niemożliwe.
Dzieci nie dostaną ubrań, bo jedna z firm w ogóle nie wyraziła zgody na ich przekazanie, a dwie inne postawiły warunek, że z ubrań i butów musza w całości zniknąć firmowe napisy i znaki. Do tej pory z rzeczy, które przekazywali celnicy, znaki firmowe usuwały same dzieci i ich opiekunowie. Tak było w całym kraju. Producenci markowej odzieży twierdzą jednak, że nie zawsze tak się działo. Czasem też ich znaki firmowe nie były usuwane w całości. Dlatego w tym roku ubrania i buty zamiast do domów dziecka trafią do pieca.
To pierwszy przypadek w historii przemyskiej Izby Celnej, że podróbki markowych ubrań zostaną spalone. Do tej pory celnicy co roku przekazywali zatrzymaną na granicy odzież domom dziecka i opieki społecznej z całego Podkarpacia. W sumie było to kilkadziesiąt tysięcy sztuk.
Monika Konopka/TVP 3 Rzeszów