Trzy fakty o polityce – nauczycielom WOS-u dedykuję.
O tym, że są to fakty a nie konstrukcje teoretyczne, przekonać się może każdy kto dotknie choćby powierzchni polityki. Musi to jednak być rzeczywista polityka, a nie jej gazetowe omówienia, podręcznikowe analizy, czy podobne rzeczy.
Po pierwsze zatem,
1. Polityka to zabawa dla dużych chłopców i twardych dziewczynek – nie dla gaduł.
Jej istotą są twarde negocjacje, których podstawą jest posiadana siła (lub siła, jaką jesteśmy w stanie sobie przekonywająco przypisać), a nie salonowe dyskusje na temat tego jak „powinno być”. Te ostatnie służą kształtowaniu przekonań i parają się nimi osoby, które nie wiedzą, czego chcą.
Polityką zajmują się natomiast ludzie, którzy doskonale wiedzą, jakie są ich cele i bynajmniej nie zamierzają z nikim ich uzgadniać. Zastanawiają się oni na czymś innym: jak je zrealizować i – nie zawsze – jak daleko można się posunąć aby je osiągnąć.
Co się z tym wiąże,
2. Kompromis to warunek uboczny a nie cel polityki.
Efekt końcowy procesów politycznych nie satysfakcjonuje zazwyczaj w pełni żadnej ze stron – dlatego, między innymi, polityka wciąż trwa. Do stołu negocjacyjnego rzadko zasiada się aby szukać wspólnego, kompromisowego rozwiązania, częściej zamiarem jest jak najdalej idąca realizacja własnych celów, przy minimalnych stratach.
Ostateczny kształt decyzji podjętych w negocjacjach –przeważnie spełniający do pewnego stopnia warunki wszystkich liczących się stron – nie wynika stąd, iż każda ma trochę racji, lecz stąd, że każda ma trochę (politycznej) siły, lub potrafiła przekonać o tym inne strony. Fakt, iż przeciwnik pewnego rozwiązania zgodził się na jego wprowadzenie nie oznacza, że zmienił zdanie na jego temat, lecz że było mu to potrzebne do uzyskania poparcia dla własnych propozycji, albo nie miał innego wyjścia.
Wreszcie,
3. Nazwanie powyższego stanu rzeczy złym czy niemoralnym nie zmienia faktu, iż odpowiada on rzeczywistości.
Kto planuje „wejść do polityki” musi o tym wiedzieć. W przeciwnym wypadku – o ile szybko się tego nie nauczy – zostanie wykorzystany jako narzędzie (np. jako tzw. kwiatek do kożucha lub uwiarygodniająca ikonka) przez tych, którzy już to wiedzą.
Kto zaś działając politycznie zaczyna w pewnej chwili nad ohydą polityki biadać daje świadectwo jednej z dwu rzeczy. Albo naiwności, gdy użala się szczerze, albo słabości, którą właśnie sobie uświadomił i – jak każdy „słabszy” w polityce – postanowił przywołać na pomoc standardy, zasady i inne tym podobne rzeczy, zamiast bez gadania działać – co charakteryzuje politycznie „silniejszych”.
Zastrzeżenie
Nie jest prawdą, iż sfera życia wspólnotowego, a nawet sfera polityczna zamyka się w powyższym opisie. Nie jest również prawdą, iż jedyne co można zrobić, to przejść nad tymi faktami do porządku dziennego i skostnieć w cynizmie.
Jednak im bardziej chce się ów stan rzeczy zmienić, lub przynajmniej ograniczyć jego negatywne skutki, tym lepiej trzeba go zrozumieć. Dlatego w czasach powszechnego trajkotania o „społeczeństwie obywatelskim”, „konsensie”, „debacie publicznej” i tym podobnych rzeczach, przypomnienie, iż polityka to nie narady dobrotliwych duszyczek czy konkurs wzajemnego zrozumienia jest, jak mniemam, bardzo na miejscu.
Kamil Sokołowski
[email protected]