Wizerunek rzecz święta
Tych, którzy nie dowierzają, że burmistrz Kurowska w ciągu kilku lat urzędowania poniosła całkowitą wizerunkową porażkę, wystarczy odesłać do niedawnego programu telewizyjnego z jej udziałem. Z ust pani burmistrz nie padło ani jedno słowo, które w jakikolwiek sposób ośmieszałoby Jasło i jaślan, a internauci i tak uznali występ za kompromitację. Nawet jeśli pominąć wypowiedzi pajaców internetowych mieszających z błotem dla zasady i bez żadnych podstaw merytorycznych, to i tak wydaje się, że urzędująca burmistrz znalazła się w sytuacji, w której każde jej działanie wykraczające poza nieinteresujące nikogo czynności urzędowe zostanie skrytykowane. Odpowiedzialność w dużym stopniu ponosi sama Kurowska, której czynności wokół kreowania swojego wizerunku powinny trafiać do podręczników marketingu jako przestroga. Przykłady są aż nazbyt oczywiste.
Wróć szanowny Czytelniku pamięcią do zamieszania wokół rzekomo pronazistowskiego dębu. Wystarczyłoby jedno zdanie z ust pani burmistrz stwierdzające, że dopóki nie pojawią się niepodważalne dowody co do przeszłości drzewa, nie zajmie ona żadnego oficjalnego stanowiska. Najprawdopodobniej pozwoliłoby to załatwić sprawę bez większego szumu, ukręcając jej z braku wspomnianych dowodów łeb (co najwyżej media pozawracałyby przez jakiś czas głowę historykom). Tymczasem Kurowska rozegrała sprawę w sposób najgorszy z możliwych wdając się w niczemu nie służące dyskusje, a im głębiej brnęła w tłumaczenia, tym bardziej cierpiał na tym jej wizerunek. Pani burmistrz przekonywała i zapewne przy każdym kolejnym przypomnieniu sprawy będzie przekonywać, że afera wokół dębu nie zaszkodziła ani miastu, ani jej samej. Jednak chociaż to właśnie za kadencji Kurowskiej ofiary II wojny światowej upamiętniono pomnikiem, a poległych w Katyniu tablicą i obchodami rocznicowymi, okres jej urzędowania jaślanom będzie się kojarzyć (o ironio!) przede wszystkim z Hitlerem – tak samo, jak Biedronka do dziś jest synonimem niewolniczej pracy, a Constar zakładem, gdzie wędliny odświeża się płynem do naczyń. Ciężko o lepszą ilustrację wizerunkowej, jak nazywają to młodzi, wtopy.
Jeżeli sprawa dębu na Kołłątaja była marketingowym strzałem w stopę, to w kwestii pamiętnej pielgrzymki można mówić o odcięciu sobie obydwu nóg na raz. Rzecz nie w tym, że burmistrz użyła samochodu służbowego do celu związanego raczej z prywatną sferą życia. Problemu nie stanowi też koszt wyjazdu; 120 złotych (według ustaleń Komisji Rewizyjnej tyle pochłonęła pielgrzymka) to na każdego mieszkańca miasta po około pół grosza, a więc zarzut o nadwyrężeniu publicznych środków jest mało przekonywujący. Chodzi jednak o to, że sprawując funkcję publiczne i jednocześnie mając na uwadze swój wizerunek na pewne rzeczy pozwalać sobie po prostu nie można. Ryzyko negatywnego odbioru wyjazdu na pielgrzymkę było tak oczywiste, że nawet dziecko byłoby w stanie je przewidzieć. Dodatkowo potęgował to ryzyko fakt, że pani burmistrz wówczas miała na koncie już kilka gaf. Wtedy każda następna urastałaby w społecznym odbiorze do rozmiarów gigantycznego blamażu, nawet gdyby w rzeczywistości była mało szkodliwym nieporozumieniem. I tak też się stało.
Podstawowa w kreowaniu pozytywnego wizerunku prawidłowość nie dotarła i, sądząc po sposobie przedstawienia kwestii pielgrzymki w liście otwartym do „Nowin”, nadal do pani burmistrz nie dociera. Kurowska broni swych racji wyjątkowo nieudolnie, ale nawet gdyby wytoczyła argumenty nie do zbicia, to i tak w świadomości większości jaślan nie zostanie to wzięte pod uwagę. Z podobną historią do czynienia miał niegdyś premier Cimoszewicz, który z rozbrajającą szczerością wyznał poszkodowanym przez powódź, że popełnili błąd nie ubezpieczając się. Za ewidentną, choć niewygodną prawdę polityk musiał przepraszać, a i pomimo tego przez niektórych nadal jest uważany za persona non grata.
Wizerunkowych pomyłek w ciągu kadencji można doszukać się więcej, ale te dwie wystarczą do zauważenia pewnej prawidłowości. Największym błędem w rozumowaniu jasielskiej burmistrz jest brnięcie w zaparte, nawet przy ewidentnym braku racji. Może to właśnie ten upór nie pozwolił dotąd wyciągnąć wniosków z płynącej zewsząd krytyki (tej konstruktywnej, bo w ściganiu niedouczonych pajaców za wulgarne i naruszające prywatność komentarze Kurowska ma absolutną rację) i przekonanie o słuszności własnych działań pogłębia tylko frustrację jaślan. Jeżeli urzędująca burmistrz rzeczywiście zamierza ubiegać się o reelekcję, jej obecna sytuacja jest nie do pozazdroszczenia. Odbudowanie zaufania małej i w wielu przypadkach skrajnie negatywnie nastawionej społeczności w tak krótkim czasie, jaki pozostał do wyborów wydaje się niemożliwe. Ale jeśli Kurowskiej jakimś cudem się to uda, po raz drugi posłuży specjalistom od marketingu jako wzór. Tym razem do naśladowania.
TSM